strona główna

Brasławszczyzna - kresy kresów. Rowerem przez Białoruś 2008.

Wyjazd na pojezierze brasławskie, to niejako kontynuacja poprzedniego wyjazdu z 2006 roku, który na skutek obiektywnych okoliczności został nieco skrócony.
mapPL


Dzień pierwszy

Większość pierwszego dnia zajęła podróż z Grodna. Do Postaw docieram późnym popołudniem, więc od razu koncentruję się na znalezieniu dobrego miejsca na nocleg. Wieczór był ciepły i słoneczny. Namiocik rozbijam kilka kilometrów na południe od Postaw, nieopodal wioseczki Mankowiczi.

brasławszczyzna

Dzień drugi (77 km)

Od rana zapowiadał się ładny dzień. Co prawda niebo było gdzieniegdzie zachmurzone, jednak pokazujące się słońce nastrajało pozytywnie. Po zwinięciu biwaku oglądam ładny zabytkową cerkiewkę w Mankowiczi. Przejeżdżam Postawy i dalej wygodnym asfaltem sunę w kierunku Brasławia. w drodze :-) Droga wygodna o niewielkim ruchu aut. Cały czas teren dość płaski o łąkowych "holenderskich" krajobrazach. Przejeżdżam rzeczkę Łuczajka, mijam wioski Kuropole, Debkowo i Birwito. Po jakimś czasie dojeżdżam do miejscowości Kozjany. Z Kozjan kieruję się na Barsuk. Na wysokości osady Jakszty skręcam w lewo na Stawrowo i jezioro Boginskoje. Droga co prawda gruntowa, ale dość wygodna i dobrze ubita. Przed Stawrowem z oddali widać już jezioro Boginskoje. Skręcam w lewo i jadę dość wygodną gruntówką mając jezioro po prawej stronie. Odcinek średni, gdyż trochę ciemno od gęsto rosnących dookoła drzew i krzewów. Jeziora prawie nie widać. Dopiero za osadą Ustyje nieco się rozwidnia i jezioro jakby lepiej widoczne. Po drodze nawet kilka dogodnych miejsc pod namiocik z dostępem do wody. Nieopodal wioski Bogino budowany jest etnograficzny skansen. Dość ciekawie to wygląda. W centrum wioski ładny kościółek. Tu skręcam w prawo i przejeżdżam długi most. Dalej wygodnym asfaltem wśród lasu dojeżdżam do wioski Daliokije. Tu robię krótki postój w miejscowym spożywczaku. Z Daliokije skręcam na lewo w kierunku miejscowości Opsa. Tuż przed Opsą przejeżdżam przez wioskę Mebiuki. Tutaj też kilka bardzo starych zabytkowych chat. Z jednej z nich wyszła babulka, z którą wdaję się w pogawędkę. Opsa - kościół Okazuje się, że jest to Polka. Z chęcią opowiada o sobie, o tym jak miejscowi Polacy starali się o zwrot pobliskiego kościoła wiernym. Trochę opowiada o wojnie i żydach mieszkających tu dawniej. Ech, szkoda że nie ma na tyle czasu by wszystkiego wysłuchać. Żal, że wszystkie te historie kończą się wraz z odejściem świadków tamtych wydarzeń. Po dłuższej rozmowie (a raczej słuchaniu) jadę obejrzeć ładny duży ceglany kościół w Opsie. Z Opsy, drogą nieco bardziej ruchliwą jadę w kierunku Brasławia,. Kilkanaście kilometrów dalej na wysokości jeziora Driwiaty, drogowskaz w prawo pokazujący dojazd do pola namiotowego. Niestety leśna droga nagle się kończy, a napotkani grzybiarze robią wielkie oczy na moje pytanie o biwak. Jeszcze chwilę próbuję znaleźć dogodne dojście do jeziora. Mocno zarośnięty teren i wściekłe komary sprawiają iż odpuszczam i znowu ruszam w kierunku Brasławia. Po około 3 kilometrach, tuż przed Brasławiem skręcam w las i znajduję wyśmienite miejsce pod namiocik wśród drzew tuż przy jeziorze.
Zapamiętuję miejsce i ruszam 2 - 3 kilometry do centrum Brasławia na zakupy. W miasteczku widać zwiększony ruch, świadczący o sporym zainteresowaniu białoruskich turystów. W okolicach miasteczka na całej linii bregowej jest bardzo dobry dostęp do jeziora. jezioro brasławskie Nieco sztucznie ukształtowane brzegi sprawiają wrażenie szerokich, piaszczystych plaż nad jakimś morskim kurortem. Rzeczywiście robią pozytywne wrażenie. Powoli dzień się kończy, więc oglądanie Brasławia zostawiam sobie na kolejny dzień. Zaopatrzony w jedzenie wracam w kierunku mojego biwaku. Szybko rozbijam namiocik, kąpiel w czyściutkim jeziorze i oczekiwana kolacja. Woda naprawdę bardzo czysta. Jedynym mankamentem jest bardzo słaby spadek dna jeziora. By sobie popływać, trzeba odejść dobrych kilkadziesiąt metrów od brzegu. Jest super. Późnym wieczorem tuż przed zachodem słońca, daleko na drugiej stronie jeziora pojawiła się tęcza. Nade mną co prawda nic nie zapowiadało zmiany pogody, jednak niechybnie wróżyło to zbliżający się deszcz. Po kilku godzinach w środku nocy deszcz doszedł i do mnie. Na szczęście namiocik był nieco schowany za krzakami, więc porywczy wiatr nie stwarzał problemu. Spało się wyśmienicie :).

brasławszczyzna

Dzień trzeci (84 km)

Rankiem pogoda niestety nie zapowiadała się rewelacyjnie. Mocno zachmurzone niebo nie nastrajało optymistycznie, choć nieliczne przerwy w chmurach dawały nadzieję na słońce. Brasław - cerkiewka Po dokładnym podeschnięciu namiotu, zwijam obóz i ruszam obejrzeć Brasław. W centrum Brasławia ładny zabytkowy kamienno ceglany kościół, po drugiej stronie niewielka cerkiewka. Obok kościoła kilka przedwojennych grobów polskich księży. W Brasławiu postanawiam nieco wydłużyć sobie trasę, tak by przejechać dookoła jezior, robiąc sporawe kółko. Był mały problem, by wyjechać z Brasławia na właściwą drogę, gdyż w centrum kładli jakieś rury i kompletnie rozkopali kilka ulic. Nieco pobłądziłem. Za Brasławiem ruch aut bardzo nikły (tak jak lubię :) i wciąż wygodny asfalt. Niestety po kilkunastu kilometrach asfalt się kończy i zaczyna niewygodna szutrówka. Mimo to, jedzie się dość przyjemnie. Dookoła las i świeże powietrze. Sporadycznie mija mnie jakiś samochód. Na niebie coraz ciemniej od chmur. Tuż przed wioską Bułowiszki zaczyna padać deszcz. Przyspieszam. W centrum Bułowiszek upragniona wiata przystanku autobusowego, a w środku kilkunastu miejscowych czeka na autobus. Szybko robią mi miejsce pod dachem. Rower niestety moknie. Chyba wzbudziłem niemałą sensację, bo od razu zaczęli mi organizować nocleg. Ledwo im wyperswadowałem, tłumacząc że dopiero zacząłem dzień i zamierzam przejechać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Szybko nawiązuje się konwersacja. Są zadowoleni że pada, bo ponoć od ponad miesiąca nie było deszczu. Śmieją się, że niby ja go przywiozłem. Po kilkunastu minutach odjeżdżają jakimś medycznym busem. Jak się okazało zabrali ich na badania okresowe organizowane urzędowo i odgórnie. Zostaje tylko jeden dziadek. Zaczął wypytywać o cel mojej podróży, skąd, dokąd i takie tam. Sam jest z Brasławia, ale jak mówi przyjeżdża tu co jakiś czas na rybałke. Okazuje się że zna historię tych ziem i wie, że przed wojną były to ziemie należące do Polski. Z dużą życzliwością opowiada o Polakach. Pyta, czy byłem na wieży widokowej nad jeziorem kilka kilometrów stąd. Niestety minąłem ją. Droga do niej kijowa, poza tym pogoda pewnie i tak nie pozwoliła by obejrzeć ładnych widoków. Powoli chmury przechodzą i przestaje padać. Bułowiszki - cerkiewka Jadę obejrzeć starą drewnianą cerkiewkę (ponoć dawniej własność starowierów). Dziadek mówi, że jeszcze kilka lat temu w środku były piękne zabytkowe ikony, jednak zostały skradzione i od tej pory cerkiew jest zamknięta. Cerkiewka wygląda mizerniutko jakby wcale nie używana. Na niebie od wschodu znowu nasuwają się ciemne chmury. Chwilę zastanawiam się czy przeczekać pod wiatą, czy jechać dalej. Dziadek mówi, że dwie wioski dalej jest taka sama wiata. Po chwili namysłu ruszam dalej w kierunku wioski Kriwosielcy. Droga szutrowa, ale dość wyjeżdżona i umiarkowanie wygodna. Mijam wioskę Łukszi i dalej Kołoniszki. Za Kołoniszkami deszcz już chyba nie chciał czekać, bo zaczęła się niezła ulewa. Na jakiekolwiek schronienie nie było szans, więc zakładam pelerynę i w strugach deszczu dojeżdżam do wioski Kriwosielcy. Tu na krzyżówce wspomniana wiata. Czekam aż przestanie padać. Po przejściu ulewy ruszam dalej na Jurany. W Juranach znacznie lepsza droga. Można nieco przyspieszyć. Mijam wioseczkę Krasnogorka. Stąd ładny widok na jezioro. Tutaj też niewielka przystań żeglarska, i domki letniskowe do wynajęcia. Widać, że miejscowość nastawiona na turystów. Za Krasnogorką jadę na miejscowość Słobodka. Po drodze mijam wioski Kurkolie, Swedy, Danki, Sztokowcy, Leoszki, Zaborie, Łuni, Gawrilowcy i dojeżdżam do Słobodki. Słobodka - kościół W Słobodce ładny zabytkowy kościół. Tu robię krótki postój. Po chwili ruszam w kierunku miejscowości Ikazń. Przy wyjeździe ze Słobodki, początkowo dość wygodny asfalt, który po kilkuset metrach przechodzi w umiarkowanie wygodną szutrówkę. Mijam wioskę Adamowo i dalej wśród pól i łąk całkiem przyjemnie sunę do przodu. Pogoda jakby zaczęła się poprawiać. Słońce zaczęło odważniej wyglądać zza chmur. Po kilku kilometrach spod szutrówki wyłania się bruk. Po wjechaniu na niewielkie wzniesienie, w oddali widać już wieże Kościoła w wiosce Ikazń. Ikazn - kościół W centrum wioski piękny duży kamienno ceglany kościół, nieopodal ładna cerkiewka. Nad brzegiem pobliskiego jeziora ładna ruska bania z drewnianych bali. Ponoć na drugim brzegu jeziora zachowały się resztki ruin starego zamku. Po chwili odpoczynku ruszam wygodnym asfaltem w kierunku wioski Zapolewszczyna. W wiosce Bueszczyna asfalt się kończy i przechodzi w drogę gruntową prowadzącą do wielkich kołchoźnianych pól uprawnych. Droga niezbyt wygodna, często zmuszająca do prowadzenia roweru. Bardzo łatwo zabłądzić, bo droga co chwilę rozchodzi się na różne kierunki. Uruchamiam rewelacyjne białoruskie dwusetki pod Oziego i jadę dalej. Cisza, spokój, przyroda i totalne odludzie nastraja pozytywnie. Powoli zbliża się wieczór i zaczynam myśleć o noclegu. Nawet spodobał mi się potężny stóg słomy zebranej z pól. Miejsce super, na lekkim wzgórku z ładnym widokiem na przepastne pola dookoła. Cywilizacji ani słychu, ani dychu. Piękne zadupie - super. Jednak brak szans na wodę. Słońce jest jeszcze dość wysoko i po chwili namysłu postanawiam jechać dalej. Jedzie się bardzo przyjemnie. i do przodu Po dłuższym czasie, bingo! Dojeżdżam do utwardzonej szutrówki, dokładnie tu gdzie chciałem. Mapy sprawdziły się rewelacyjnie. Na szutrówce skręcam w lewo i sunę na Tietierki. Szutrówka spokojna i prawie cały czas jadę sam. Zero aut. Zmęczenie powoli daje się we znaki. Tuż za Tietierkami znajduję świetne miejsce pod namiocik na świeżo skoszonej łące. Miejsce odgrodzone od drogi szpalerem drzew. Tylko wody do szczęścia brak. Błyskawicznie rozbijam namiot, gdyż wściekłe komary nie pozwalają na ustanie w spokoju choćby przez sekundę. Szybko chowam się w namiocie. Zasypia się rewelacyjnie.

brasławszczyzna

Dzień czwarty (57 km).

Ranek przywitał mnie pięknym słońcem. Zwinąłem sprzęcik i ruszyłem w kierunku miejscowości Sarkowszczyna. Cały czas jadę szutrówką. Mijam wioskę Borobiniczi, Wisiaty, Bildiugi. Sporadycznie mija mnie jakiś samochód, czy traktor. Po około 30 kilometrach dojeżdżam do miejscowości Sarkowszczyna. Tu w centrum ładny stary rynek, tuż obok stary ceglany kościół. Nieco dalej - cerkiew. Sarkowszczyna - cerkiew W pobliżu rzeki Dzisna, ładna niebieska drewniana cerkiew o bardzo charakterystycznym nietypowym kształcie. Tuż obok ładny zaniedbany bulwar. Robię krótki postój w centrum na starym rynku i po chwili ruszam dalej. Przejeżdżam most i wzdłuż rzeki Bieriezowka, jadę w kierunku miasta 'Głubokoje. Początkowo droga bardzo ruchliwa i mimo równego asfaltu jedzie się bardzo niekomfortowo. Mijam Radiuki, Bieliaj. W wiosce Buki z wielką ulgą zjeżdżam z głównej drogi w prawo i dalej już niezbyt wygodną szutrówką kieruję się na miejscowość Mosar. Droga niezbyt wygodna, ale jakiż komfort jazdy. Cisza, spokój, zapach lasu :). W wiosce Sautki ładny kościółek zrobiony w zaadoptowanej chacie, zdobiony ładnymi malowidłami. Cały czas jadę szutrówką. Cisza, spokój i piękna okolica. Po około 10 kilometrach dojeżdżam do jakiegoś poligonu (który ostatecznie okazuje się wysypiskiem śmieci :). Tuż za poligonem wjeżdżam na asfalt którym dojeżdżam do miejscowości Mosar. Mosar - sanktuarium W Mosarze bardzo ładne odrestaurowane sanktuarium. Widać, że miejsce bardzo znane i popularne w okolicy. Dookoła wielu ludzi, pewnie z grup pielgrzymkowych. Robię krótki postój. Chwila zadumy. Idę obejrzeć jeszcze pobliski stary cmentarzyk. Tu sporo Polskich grobów. Po dłuższym odpoczynku ruszam dalej w kierunku miasta Głubokoje. Udielo - kościół Od Mosaru już cały czas asfalt. Na szczęście umiarkowanie ruchliwy. W wiosce Udielo ładny duży odrestaurowany kościół. Obok kilka grobów. Dziwne że tak wielki kościół został wybudowany w tak malutkiej wioseczce. Mijam wioskę Mierieckije za którą odbijam w las na lewo w stronę jeziora. Jezioro dość duże z dobrym dojściem do wody. Jednak woda (ciekawe czemu) bardzo brudna, co zniechęca do dłuższego postoju. Po chwili ruszam dalej na Głubokoje. W centrum już z oddali widać górujące nad miastem wieże pięknego kościoła. Glubokoje - kościół, w tle cerkiew Podjeżdżam bliżej. Tuż obok kościoła, nie mniej piękna cerkiew o dość podobnej konstrukcji. Naprawdę robią one niesamowite wrażenie. Chwilę rozmawiam z popem. Opowiada o historii cerkwi, pokazuje podziemia. Tuż przy cerkwi odrestaurowywany jest klasztor. Naprawdę kościół i klasztor robią niesamowite wrażenie. Po obejrzeniu zabytków, robię zakupy i ruszam na ostatni nocleg. Mijam bardzo ruchliwą szosę i niezbyt wygodną szutrówką jadę na południe, w kierunku wioski Czieczieli. Tuż przed wioską skręcam w prawo i po chwili ukazuje się piękne czyściutkie jezioro. Nad brzegiem ładna plażyczka kilka ławek i stołów. Na brzegu kilkanaście osób. Wieczorkiem jednak okolica pustoszeje. Robi się cicho i przyjemnie. To moja ostatnia noc. Jutro powrót.

Heh... dobiegł końca mój kolejny pobyt na kresach. Powoli zaczynam szukać pomysłu by znowu powrócić w te urokliwe klimaty. Gdzie to będzie? ...jeszcze nie wiem. Z pewnością jednak... - ciąg dalszy nastąpi :).

Nieco zdjęć z wyprawy obejrzysz tutaj