białoruś litwa rowerem po kresach
Kresy wschodnie, to obszary przedwojennej Rzeczypospolitej, będące teraz częścią Litwy, Białorusi, czy Ukrainy. To teren zamieszkały przez bardzo życzliwych i otwartych ludzi. Wielu z nich, to potomkowie mieszkających tu przed wojną Polaków, którym nie jest obca polska mowa. To obszar bogaty w atrakcje turystyczne, szczególnie w zabytki sakralne, których wnętrza kryją wiele sladów, świadczących o polskości tych ziem. Nie brakuje tu starych pałaców, oraz zamków, których fundatorami byli ludzie o znanych Polskich nazwiskach. (Pałac Radziwiłłów w Nieświerzu, czy zamek w Mirze). Prócz zabytków, fascynuje tu również przyroda, dzika i nie całkiem jeszcze odkryta. Wiele Parków Narodowych, na terenach dawnych kresów, czyni ten region jeszcze bardziej atrakcyjnym. Kresy wschodnie, to również specyficzna kultura, kształtowana przez pokolenia, będąca mieszanką kultur wielu narodowości. To wszystko przyciąga prawdziwych turystów.
atrakcje turystyczne litwy i białorusi, ciekawe opisy, fotografie, wiele praktycznych informacji,
białoruś, litwa, kresy wschodnie, rowerem po kresach, litewskie krajobrazy, białoruskie krajobrazy, kresy wschodnie, atrakcje turystyczne, zabytki, pałace zamki, parki narodowe, białoruś kresy wschodnie, ciekawe tereny białorusi, litwy, białowieski park narodowy, puszcza białowieska, brześć, kamianiuki, swisłocz, świsłocz, lida, wołożyn, wilno, zamek, puszcza białowieska, twierdza brześć, kamieniec, wołkowyjsk, krewo, wałkowyjsk, mosty, lida, wilno, białoruś litwa rowerem po kresach białoruś litwa rowerem po kresach, białoruś, litwa, kresy wschodnie, rowerem po kresach, litewskie krajobrazy, białoruskie krajobrazy, kresy wschodnie, atrakcje turystyczne, zabytki, pałace zamki, parki narodowe,litwa, atrakcje turystyczne, kresy, białoruś kresy wschodnie, ciekawe tereny białorusi, litwy, stantramp, białowieski park narodowy, puszcza białowieska, brześć, kamianiuki, świsłocz, lida, wilno, wilno, zamek, stan tramp, puszcza białowieska, twierdza brześć, kamieniec, st@ntramp, krewo, wołkowyjsk, wałkowyjsk, mosty, lida, litewskie, atrakcje turystyczne, opis trasy, białoruś, wyprawa na kresy, wilno, stan tramp, białoruś litwa rowerem po kresach. boruny, sobotniki, Widamlia, Czerniawczyce, st@ntramp, kamianiuki, kalanaja, szuszciki, suszciki, swisłocz, mścibowo, mstibowo, pieski, gniezno, gniezna, wałkawyjsk,kukuci, Krewo, pieski, stan tramp, st@ntramp, lida, trakeli M.B.trakelska, sanktuarium, mosty, lida, gieranony, gierajony, sobotniki, sobotniki, czarneli, czerneli, traby, holszany, łużyszcze, st@ntramp, stan-tramp, boruny, smorgonie, krewo, Wilno, St@ntramp
Kresy wschodnie, to obszary przedwojennej Rzeczypospolitej, będące teraz częścią Litwy, Białorusi, czy Ukrainy. To teren zamieszkały przez bardzo życzliwych i otwartych ludzi. Wielu z nich, to potomkowie mieszkających tu przed wojną Polaków, którym nie jest obca polska mowa. To obszar bogaty w atrakcje turystyczne, szczególnie w zabytki sakralne, których wnętrza kryją wiele sladów, świadczących o polskości tych ziem. Nie brakuje tu starych pałaców, oraz zamków, których fundatorami byli ludzie o znanych Polskich nazwiskach. (Pałac Radziwiłłów w Nieświerzu, czy zamek w Mirze). Prócz zabytków, fascynuje tu również przyroda, dzika i nie całkiem jeszcze odkryta. Wiele Parków Narodowych, na terenach dawnych kresów, czyni ten region jeszcze bardziej atrakcyjnym. Kresy wschodnie, to również specyficzna kultura, kształtowana przez pokolenia, będąca mieszanką kultur wielu narodowości. To wszystko przyciąga prawdziwych turystów.
Mimo pewnych trudności w zdobywaniu informacji o atrakcjach turystycznych tych krajów, (szczególnie dotyczy to Białorusi), oraz obiegowej nieprawdziwej opinii o dużych niebezpieczeństwach podróżowania, zainteresowanie turystów tą częścią Europy stale wzrasta.
Na pomysł przejechania kolejnej trasy po tzw. kresach wschodnich, wpadłem podczas pierwszego rowerowego przejazdu przez Białoruś. Wspaniali ludzie, ciekawe sytuacje i nieco przygód, wpłynęły na chęć powtórnego spotkania z tym krajem.
Tym razem trasa będzie przebiegać przez ciekawsze tereny Białorusi oraz Litwy.
Niestety z powodu deszczowej i dość chłodnej pierwszej połowy lipca 2003 roku, trasa przejazdu została nieco zmodyfikowana i skrócona.
Uproszczoną mapkę, oraz opis trasy przedstawiam poniżej:
Dzień 1 (47 km)
28.06.2003
przez: Brześć, Czerniawczyce, Widamlja, Kamieniec
Rankiem wysiadamy z pociągu relacji Szczecin - Terespol. Nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem z przekraczaniem granicy na rowerach, kupujemy vouchery i wsiadamy w pocišg Terespol - Brest. Odprawa trwa bardzo długo. Na domiar złego trzeba jeszcze wypełniać deklaracje. Niewiele z niej rozumiemy i wypełniamy na przysłowiową "pałę". Na dworcu w Brześciu dość szybka kontrola bagażu. Celnicy gdy dowiadują się o trasie naszego przejazdu traktują nas dość ulgowo i puszczają dalej. Niestety już na dworcu wita nas deszcz. W międzyczasie wymieniamy walutę. Po zjedzeniu placków ziemniaczanych zakupionych u babulki na dworcu jedziemy obejrzeć twierdzę Brześć. Muzeum kolei oglądamy tylko z zewnątrz. Na terenie twierdzy niewiele się zmieniło. Tylko cerkiewka na środku błyszczy nowym dachem i białą elewacją. Potem odwiedzamy jeszcze kilka sklepów, po czym kierujemy się na północ w kierunku Puszczy Białowieskiej. Droga na Kamieniec dość ruchliwa, choć do zniesienia. Około 13 km od Brześcia we wsi Czerniawczyce ładny stary polski kościółek z bogatym wyposażeniem. Za Czerniawczycami znowu dość monotonny asfalt. Dopiero za wsią Vidamlja, ruch samochodowy słabnie i jazda staje się przyjemniejsza. Po pewnym czasie dojeżdżamy do Kamieńca. To tutaj właśnie znajduje się słynna "Biała Wieża" (zrobiła na mnie mniejsze wrażenie niż się spodziewałem) W Kamieńcu warto jeszcze obejrzeć ładną cerkiewkę.
Tuż za wsią nad rzeką Ljasnaja znajdujemy ładne miejsce na biwaczek. Woda dość czysta, niezbyt głęboka o powolnym nurcie. Jemy kolację i idziemy spać.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 2 (18 km)
29.06.2003
przez: Kamieniec, Kamianiuki.
Wczesnym rankiem budzi nas dźwięk w rodzaju dziwnego szmeru. Wymyślam kilka wariantów jego pochodzenia. Wychylam głowę z namiotu i ...staję twarzą w twarz z wielką krową. Okazało się że znaleźliśmy się w środku stada krów skubiącego trawę (teraz już wiem dlaczego trawa w tym miejscu była tak ładnie wykoszona). Mam wrażenie, że zaraz zdepczą nam namioty. Po wygryzieniu trawy koło namiotów, krowy przechodzą dalej. Koło południa zwijamy biwak i jedziemy w stronę miejscowości Kamianiuki. To tu właśnie zaczyna się granica Parku Narodowego Puszczy Białowieskiej. Droga dość spokojna i wygodna. W Kamianiukach okazuje się że mamy mały problem (a raczej duży). Rozbieżne informacje na temat możliwości przejazdu rowerem przez teren Puszczy Białowieskiej. Próbuję załatwić bumagę umożliwiającą przejazd przez teren Puszczy. Pracownicy Parku niższego szczebla odsyłają mnie od jednego urzędnika do drugiego. Coś mi nie grało. W końcu trafiam do samego dyrektora. I tu załamka. Stwierdza on że nie możemy przejechać na rowerach przez teren Puszczy. Alternatywą jest przejście Puszczy pieszo, lub objechać ją dookoła :-(. Dodaje jeszcze że mogą nas przewieźć swoim autobusem za jedyne 50$.
Naprawdę odniosłem wrażenie że coś tu nie gra i że mają zamiar naciągnąć nas na kasę. Okazało się że nawet mapy Puszczy u nich nie kupię. Na pytanie o mapę Puszczy z zaznaczonymi drogami, dyrektor stwierdził że nie mają, poza tym my i tak mamy lepsze mapy od nich (i tu się nie pomylił :-). Zostają 2 możliwości: albo zapłacić 50$ albo wracać do Kamieńca i jechać dookoła :-(. Z tymi dylematami rozbijamy się w Kamianiukach nad rzeczką nieopodal mostu.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 3(0 km)
30.06.2003
przez: Kamianiuki
Beznadzieja. Od rana pada deszcz. Na domiar złego że namioty przeciekają. Cały dzień siedzimy w namiocie. Nic się nie chce. Zjadamy resztki jedzenia i dopijamy wodę. Późnym popołudniem nieco się wypogadza i staramy się wysuszyć co się da.
W międzyczasie w wiosce umawiam się z miejscowymi chłopakami którzy obiecują przeprowadzić nas lasem omijając szlaban dyrekcji Parku.
Dzień 4 (74 km)
1.07.2003
przez: Kamianiuki, Puszcza Białowieska, Kalanaja.
Po bezdeszczowej nocy udało nam się podsuszyć namioty i ruszyć dalej. O godzinie 9 rano chłopcy czekali w umówionym miejscu. Po dłuższej jeździe przez leśne bezdroża jesteśmy już na terenie puszczy. Po dojechaniu do asfaltu daję chłopakom obiecane 5$ i żegnamy się z nimi. Na szczęście pogoda jak na zamówienie. Jest ciepło i świeci piękne słońce. Czyste puszczańskie powietrze aż drażni płuca. Jedzie się wygodnym, wąskim asfaltem. W lesie co jakiś czas mijamy zbiorowiska malin i bogate jagodniki. Nie jestem pewien czy można zrywać, ale chyba nikt nie widzi :-). Moja mapa przywieziona z domu bardzo się przydała. Jest dość dokładna. We wsi Ljackija spotykamy rolnika z kosą. Jak się potem okazało, polskiego pochodzenia. Trochę z nim rozmawiamy. Okazuje się że jedzie na pobliskie jezioro kosić trzcinę bo na ryby przyjeżdża sam Łukaszenko. Spytany o sympatię do swego prezydenta odpowiada doć niecenzuralnymi słowami świadczącymi o nikłej sympatii do wodza narodu. Na pożegnanie pokazuje nam drogę omijającą strażnicę graniczną. Jedziemy dalej leśną drogą, by po kilku kilometrach znowu wjechać na asfalt. Jedzie się bardzo przyjemnie. Za wsią Nikar asfalt się kończy. Zaczyna się gruzawiejka ale droga jest dość wygodna i równa. Po dłuższej jeździe dojeżdżamy do zamkniętej bramy Parku Narodowego. Sympatyczny pan z budki (jak się okazało również z polskimi korzeniami) otworzył bramę. Chwilkę z nim rozmawiamy i jedziemy dalej. Za wioską Browsk drogę zajeżdża nam ciężarówka z umundurowanymi żołnierzami straży granicznej. Z szoferki wysiada szef grupki. Zadaje nam wiele pytań: Kto my? Skąd? Dokąd? Po co? Dlaczego? Gdzie śpimy? Itd. Itp. Po chwili pakują rowery na samochód. Odjeżdżamy na pobocze gdzie stoimy około 30 minut. W międzyczasie faceci w mundurach stają się bardziej rozmowni. Atmosfera się rozluźnia. Na ich twarzach pojawiają się uśmiechy. Robią sobie z nami zdjęcie. Ich szef cały czas rozmawia przez radiotelefon. W międzyczasie dowiadujemy się że naruszyliśmy strefę przygraniczną. Po chwili wiozą nas do strażnicy. Tam czeka na nas już delegacja. Wszyscy się nam przyglądają. Po wejściu do budynku częstują sokiem brzozowym. Raczej są sympatyczni, prócz gościa z szoferki, który cały czas ma poważną minę. Część biurokratyczna trwa ponad 2 godziny. Sami klną pod nosem że takie mają przepisy i tyle papierów muszą wypełniać. Mówią że średnio 2 razy w roku turyści naruszają strefę. Ostrzegają że jeśli jeszcze raz wjedziemy tam gdzie nie powinniśmy, to będzie mandat. Na koniec kilkanaście podpisów i żegnamy się z pogranicznikami.
Ech, chyba urozmaiciliśmy im nieco dzień.
Po drodze, kilka kilometrów od strażnicy, mijamy chłopaka który robił nam zdjęcia w samochodzie. Wymieniamy umiechy i jedziemy dalej.
Cóż, znowu mamy kilkugodzinny poślizg. Cały czas niezbyt wygodna gruzawiejka. Dopiero za wsią Dobrowolja zaczyna się asfalt i nieco przyspieszamy. Robi się późno Za wsią Kalnaja nad jakąś rzeczką rozbijamy namioty.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 5 (26 km)
2.07.2003.
przez: Kalanaja, Świsłocz, Szuszciki.
Od rana znowu pada. Trochę już jestemy przygnębieni. Wciąż pada. Namiot przecieka. Ogólnie nieciekawie. Dopiero koło godziny 15 niebo się wypogadza. Próbujemy wysuszyć namioty i rzeczy. Robi się całkiem ładnie. Po godzinie 17 pakujemy się i ruszamy w dalszą drogę. Do Świsłocza wygodny asfalt i mało samochodów. W Świsłoczu jemy niadanioobiadokolację i uszamy dalej na Wałkawyjsk. Po drodze, w okolicach wioski Szuszciki w oddali widzimy ładne jeziorko. Skręcamy w prawo i szybko odnajdujemy super miejsce na biwaczek z małą plażą. Już jesteśmy zadowoleni :-). Rozbijamy namioty rozwieszamy resztę mokrych rzeczy i czekamy na piękny zachód słońca.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 6 (52 km)
3.07.2003
przez: Szuszciki, Mścibowo, Gniezno, Wałkawyjsk, Kukuci, Pieski.
Od rana piękna pogoda. Szybko zwijamy obóz i ruszamy dalej na Gniezno.
Po drodze
Pytamy o drogę gdyż nasza mapa okazuje się zbyt mało dokładna. Z oddali widać piękny, duży kościół w wiosce Mcibowo. Po krótkim błądzeniu odnajdujemy wioskę. Kościół robi duże wrażenie. Wiele polskich śladów świadczy o polskiej historii tych ziem. Jedziemy dalej na Gniezno. Tam również spodziewamy się zobaczyć zabytkowy stary kościół. Za Mcibowem koniec asfaltu i zaczyna się gruzawiejka. Zgodnie ze wskazówkami miejscowych z Mścibowa kierujemy się cały czas prosto. Po kilku kilometrach dojeżdżamy do Gniezna. Ten kościół wydaje się być nawet starszy od kościoła w Mścibowie. W okolicy kościoła stare nagrobki o polsko brzmiących nazwiskach. W wiosce pod sklepem spożywczym, robimy krótką przerwę śniadaniową i ruszamy na Wałkawyjsk. Wałkawyjsk okazuje się nieciekawš
ą dziurą. Jemy tutaj obiad i jedziemy na Mosty. Droga wygodna, asfaltowa o niezbyt dużym ruchu samochodowym. Późnym popołudniem dojeżdżamy do wsi Pieski gdzie nad rzeczką Zaliesianka rozbijamy namioty. Miejsce na biwak niezbyt polecam, bo dość trudny dostęp do rzeki (bardzo wysokie i strome brzegi), choć woda czystsza od wody w Niemnie.
Po dłuższych poszukiwaniach odnajduję niewielki skrawek polanki z małą wygodną plażyczką. Po zjedzeniu kolacji idziemy spać.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesztutaj
Dzień 7 (10 km)
4.07.2003
przez: Pieski, Mosty, Lida,
O świcie, koło godziny 4 budzi nas deszcz stukający o płótno namiotu. Do rana już nie śpimy. Pakujemy co się da do worków i odsuwamy od ścianek namiotu. Humory nie dopisują. Tracimy nadzieję na słońce. Po godzinie 16 niebo się przejaśnia. Suszymy co się da i po 2 godzinach ruszamy na Mosty. Jeszcze przed zachodem słońca dojeżdżamy do Mostów. To kompletna dziura. Nie ma gdzie napić się herbaty. No, może w stołówce w której w zeszłym roku się lekko się zatrułem. Prawie wszystko pozamykane. Tu decydujemy się podjechać do Lidy pociągiem. Nieopodal dworca interesujący nowo wybudowany duży kościół oraz cerkiew. Poza tym, nic ciekawego. Pociąg do Lidy mamy o 23.15. Na dworcu jemy kolację, przebieramy się w suche i ciepłe ciuchy i czekamy w poczekalni do godziny 23.
O 23.15 wyjeżdżamy do Lidy.
W pociągu jeszcze tylko krótkie spięcia z paniami konduktor, którym się nie podobało, że 2 rowery wieziemy w jednym wagonie, a nie w turmie (czyli korytarzu przy wyjściu, ponoć taki u nich regulamin). Po jakimś czasie naszej obojętności na ich uwagi, odpuszczają sobie i szczęśliwie koło godziny 2.00 dojeżdżamy do Lidy. Szybko znajdujemy nocleg i idziemy spać.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 8 (54 km)
5.07.2003
przez: Lida, Trakeli, Gieranony, Sobotniki.
Koło południa wyruszamy obejrzeć zamek. Dość dobrze zachowany i robi wrażenie. Próbujemy zjeść obiad, ale jakoś wszystko pozamykane. Odwiedzamy bazar, gdzie kupujemy trochę owoców. W sklepie spożywczym kupujemy resztę jedzenia i ruszamy na Trakeli gdzie znajduje się cudowny obraz M.B. Trakielskiej.
Od rana trwają tu coroczne uroczystości na które przyjeżdżają pielgrzymi z Białorusi i krajów zachodnich. My niestety spóźniamy się na nie. W wiosce już pusto i cicho, a po pielgrzymach zostały tylko transparenty. Może i dobrze że nie zdążyliśmy, bo młody wikary pokazuje nam kościół, i długo opowiada o jego historii i dziejach obrazu.
Dalej kierujemy się na Gieranony. Droga wygodna i mało ruchliwa. Jedzie się bardzo przyjemnie. W Gieranonach ładny stary kościółek z wieloma polskimi akcentami. Obok kościoła na lekkim wzniesieniu porośniętym drzewami pozostałości po zamku. Wyraźnie widoczny system wałów i fos zarośniętych krzakami. Po krótkiej przerwie na posiłek jedziemy na Sobotniki.
Droga niezbyt wygodna, tzw. gruzawiejka z przerwami na asfalt w niektórych wioskach. W Sobotnikach ładny kościół. Nad rzeką Kijawa nieopodal lasu dogodne miejsce na biwak. Korzystamy z okazji i rozbijamy namioty. Woda czysta i niezbyt głęboka.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 9 (78 km)
6.07.2003
przez: Sobotniki, Czarneli, Traby, Holszany,Łużyszcze.
Rankiem kierujemy się na Czarneli. Droga prowadzi przez las. Trochę się pogubiliśmy. Po dłuższym błądzeniu dojeżdżamy do Czarneli, skąd już drogą asfaltową jedziemy w kierunku Holszan. W wiosce Traby, ładny duży kościół. Robimy krótki postój na posiłek i jedziemy dalej. Aż do Holszan, nic ciekawego, choć jedzie się całkiem przyjemnie wygodnym asfaltem.
Przed Holszanami z oddali widać ładny odnowiony kościół. Miasteczko ładne, choć nieco zaniedbane. Kościół niestety zamknięty, więc oglądamy go tylko z zewnątrz. Tuż przy kościele, w budynku dawnego klasztoru - muzeum. Po krótkich negocjacjach dotyczących niższej ceny wstępu, wchodzimy do środka. Uprzejma pani dużo opowiada nam o ekspozycji. Na koniec opowiada ciekawą legendę mrożącą krew w żyłach. Po obejrzeniu muzeum jedziemy obejrzeć ruiny zamku na obrzeżach wioski. Ruiny robią wrażenie. Są bardzo duże. Aż żal, że przed wojną zamek był w dobrym stanie. Za Holszanami kierujemy się na Krewo. Po przejechaniu około 6 km przed godziną 19, ciemne chmury zasłoniły niebo i zaczął padać deszcz. We wsi Łużyszcze schowaliśmy się pod wiatę przystanku autobusowego. Mija godzina, druga. Wciąż pada i nie zapowiada się, by miało przestać. Powoli ustalamy miejsca, gdzie kto będzie spał. Mi przypada asfalt pod ławką obok rowerów. Cóż, dobrze że choć jest dach nad głową.
Po chwili spotyka nas miła niespodzianka. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, z chatki naprzeciw przystanku wychodzi babulka i zabiera nas pod dach swojego domu. Podczas wstawiania rowerów do stodoły, okazuje się że są tu idealne warunki na nocleg. Po krótkich namowach babcia zgadza się byśmy spali w stodole na sianie. Przynosi nam cały czajnik wrzątku, talerz ciasta i wiadro wody do mycia.
Już jesteśmy szczęśliwi. Z ulgą zasypiamy.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 10 (67 km)
7.07.2003
przez: Łużyszcze, Boruny, Krewo, Smorgonie,
Całą noc, aż do rana pada. Nie mamy sumienia prosić babci o drugi nocleg. Około godziny 13 nieco się rozpogadza. Zwijamy bagaże, robimy porządek w stodole i idziemy pożegnać się z babcią. Trochę nam głupio, bo babcia nie chce wziąć od nas ani grosza. Tłumaczy że u niej w rodzinie jest nie do przyjęcia brać pieniądze za udzieloną pomoc. Na nic nasze tłumaczenia. Babcia prawie się obraża, że chcemy jej coś dać. Mówi że wystarczy modlitwa za nią i jej rodzinę. Żegnamy się i jedziemy dalej. Po chwili znowu pada lekka mżawka. Zakładamy kurtki i jedziemy dalej. Po około 30 minutach deszcz ustaje, choć jest dość zimno. Po drodze w w jednej z wiosek, ładny duży kościół zarządzany przez polskich księży Redemptorystów. Dalej zaczyna się niezbyt wygodna gruzawiejka, za to pojawiają się ładne panoramy po prawej stronie.
Za wsią Staryje Boruny zaczyna się asfalt. Po kilku kilometrach dojeżdżamy do Krewa. Tu robimy krótki postój i oglšdamy miasteczko. Tutaj też znajdują się ruiny zamku w którym podpisano tzw. "Układ Krewski" na podstawie którego Litwa przyjęła chrzest a król Jagiełło poślubił królową Jadwigę. Po zamku zostały ruiny dość pokaźnych rozmiarów. Miejscowy mówi że planowana jest odbudowa zamku, co wydaje się być trafnym pomysłem. W Krewie warto zobaczyć jeszcze kościół i cerkiew.
Niebo znowu zasłoniły ciemne deszczowe chmury. Po krótkiej naradzie decydujemy się skrócić trasę i podjechać do Wilna pociągiem. Kierujemy się na Smorgonie. Tuż za wioską ładne widoczki na dolinę w której położone jest Krewo. Miejscami dolinka przypomina swym wyglądem górskie krajobrazy. Około 3 kilometrów za Krewem w rowerze pęka opona. Do Smorgoń około 16 km. Po godzinnej kombinacji udaje się wymyśleć jakiś patent. Zabieram prawie cały bagaż na swój rower. Drugi rower, drugi prawie pusty, na lekkim flaku powoli jedzie dalej. Idzie nieźle. Patent trzyma odliczamy każdy kilometr. Po drodze w jednej z wiosek na górze duże ruiny kościoła, a kilka kilometrów dalej po lewej stronie drogi duży żelbetonowy bunkier prawdopodobnie z okresu II Wojny Światowej. Przed Smorgoniami zapadają ciemności i włączamy światła. Do Smorgoń wjeżdżamy gdy jest już całkowicie ciemno. Szybko odnajdujemy dworzec. Robimy ostatnie zakupy w jedynym nocnym sklepie w centrum i wracamy do dworcowej poczekalni. Kupujemy plackartnyje bilety do Wilna na 2.49. Czekamy na pociąg próbując nieco ewypocząć.
W nocy znowu zaczyna padać. Już mamy dosyć deszczu i z ulgą myślimy o wyjeździe do Wilna. Przy wsiadaniu pomyliliśmy wagon i na granicy przesiadamy się do właściwego numeru. Podczas przesiadki patent z oponą nie wytrzymuje i pęka dętka. Ale tutaj to już nie problem ;-). Na granicy duża nerwówka współpasażerów z prawadnicą na czele. Ona chyba najbardziej się denerwowała. Mamy wrażenie, że każdy coś przemyca (chyba pierwszy raz widziałem taką bonanzę;-). Sami otrzymujemy litr wódki, który grzecznościowo przewozimy dla prawodnicy. A, co tam.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 11 (0 km)
8.07.2003
Wilno.
Rankiem koło godziny 7 wysiadamy w moim ulubionym mieście Wilnie. Ranek dość ładny, choć chłodny. Koło południa znowu zaczyna padać. My odpoczywamy. Dopiero późnym popołudniem wyskakujemy trochę na starówkę na rozpoznanie. Wieczorkiem wracamy na nocleg.
Dzień 12 (0 km)
9.07.2003
Wilno.
Od rana znowu kropi. Jedziemy do marketu kupić nowe opony i trochę jedzenia. Po południu niebo się nieco przejaśnia i znowu ruszamy na starówkę. Odwiedzamy ulubioną knajpkę nieopodal Wilniaus, gdzie siedzimy prawie do zamknięcia.
Koło północy wracamy na nocleg.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień 13 (0 km)
10.07.2003
Wilno
Nareszcie dzień zapowiada się całkiem przyzwoicie. Wymieniam opony i dętkę w rowerze i idziemy na stare miasto. Trochę się zmieniło w Wilnie od mojego ostatniego pobytu tutaj. Wiele kamieniczek zostało odrestaurowanych. Wybudowano nowy most przez rzekę nieopodal zamku dolnego. Nawet sam zamek i pałac jest odbudowywany, a jego zakończenie planowane jest na 2009 rok. Na górze zamkowej budowana jest stacja kolejki szynowej. Być może jeszcze w tym sezonie będzie można wjechać na górę kolejką. Położono nowe brukowane alejki w okolicy zamku dolego a w miejscu dawnej fontanny postawiono pomnik litewskiego króla. Dla mnie najtrafniejszą zmianą okazało się zamknięcie ulicy Gedymina i utworzenie z niej dużego deptaku. Zrobił bym to samo z innymi ulicami na starówce, bo samochodów jeździ tu naprawdę za dużo, ...cóż, może kiedyś tak będzie.
Koło południa kupujemy bilety do Polski. Do późnej nocy włóczymy się po starówce i szukamy jakiś fajnych nieznanych nam jeszcze knajpek. Niestety koło godziny 23 większość z nich jest zamykana, więc lądujemy na krawężniku ... naprzeciw domu i Muzeum Mickiewicza. Jest uroczo. Okolica powoli cichnie. Koło 2 w nocy wracamy na kwaterę.
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Dzień14 (0 km)
11.07.2003
Rankiem pakujemy rzeczy, jemy śniadanie i ruszamy na dworzec gdzie w minimarkecie wydajemy resztki pieniędzy.
O godzinie 12.15 odjeżdżamy do Polski
Podsumowanie dnia w fotograficznym skrócie znajdziesz tutaj
Byłeś w tych stronach? Masz jakieś ciekawe, praktyczne informacje, napisz
|
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL