Opis ten powstaje po upływie ponad dwóch lat od wyjazdu. Trudno będzie
zatem przypomnieć sobie dokładne ceny, rozkłady jazdy, czy inne szczegóły których i tak zwykle nie zapisuję.
Postaram się tu pokrótce
przedstawić ciekawsze miejsca które udało mi się zobaczyć, oraz jednocześnie pozwolę
sobie wyrazić subiektywną opinię o nich.
Maroko to ciekawy kraj, jednak to co mi "uwierało", - to
mentalność tubylców.
Ogólnie rzecz ujmując, odniosłem wrażenie, że miejscowi patrzyli na turystów jak na potencjalnych
jeleni do złupienia.
Normą było kasowanie podwójnej ceny za
bagaż w autobusie, gdzie miejscowi płacili o połowę mniej. Jedynym wyjątkiem była firma Eurolines,
gdzie turyści za bagaż płacili tyle samo co inni. Zdarzało się, że w
liniach "miejscowych" kasowano od turystów podwójną kwotę za bilet i trudno było
cokolwiek wyjaśnić.
Z dogadywaniem raczej były problemy (szczególnie w spornych kwestiach), gdyż operuje się tu głównie językiem francuskim.
Znalezienie noclegu zwykle nigdy nie trwało dłużej niż 20 minut,
gdyż w każdej medinie można znależć niedrogi hotelik. Niestety standard w
tanich hotelach był zwykle niski. Jeżeli ktoś jest wrażliwy to raczej
odradzam, gdyż nierzadko można było dzielić pokój z mrówkami faraona
panoszącymi się wszędzie, lub wielkimi marokańskimi karaczanami
zajmującymi łazienkę. Nawet się trochę obawiałem, by nie przywieźć
tego badziewia do domu.
Co do wyżywienia, to raczej nie jestem zbyt wymagający, jednak im
dłużej przebywałem w Maroko, tym mniej mi smakowało. Na szczęście była
alternatywa i w większej mierze przerzuciłem się na owoce, traktując je
jako "bezpieczniejsze" pożywienie.
Komunikacja w Maroku, jest dość dobrze rozwinięta (głównie
autobusowa). Wszędzie można dojechać bez większych problemów, a gdzie
nie można, to pozostają marszrutki.
Co do bezpieczeństwa, to Maroko nie wyróżnia się specjalnie in
plus, czy in minus w stosunku do innych krajów.
Po prostu jak wszędzie trzeba być ostrożnym. Po zmierzchu radzę nie
włóczyć się po uliczkach mediny, bo wtedy z reguły właśnie złażą się
miejscowe elementy i nie trudno o kradzież. Choć i w samo południe
możemy być okradzeni na miejscowym suku.
Tanger to pierwsze miasto od którego zaczęła się przygoda z Maroko.
Medina leży nieopodal portu i ze znalezieniem jej raczej nie ma problemu.
Niedrogi hotelik dość szybko udało się znaleźć gdzieś na obrzeżach
mediny. I tu po raz pierwszy uzmysłowiłem sobie jak łatwo się tu
zgubić, gdyż nieco pobłądziłem wracając do miejsca w którym zostawiłem
plecak. Ogólnie medina w Tangerze jest dość urokliwa jednak niezbyt
duża. Warto przejść się do kazby, skąd ładny widok na port i ocean.
Główna ulica mediny, to ciąg z obstawiony handlarzami gdzie gwarno i
tłoczno. W centrum ładny placyk z fontanną. Nieopodal na wzgórku nieco
spokojniejsze miejsce dobre do odpoczynku. Gwar handlujących po jakimś
czasie może zmęczyć.
Myślę że ogólnie jeden dzień starczy by zobaczyć tu wszystko co ciekawsze.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Fez to miasto z pewnością warte obejrzenia.
To co tutaj zachwyca, to ładna, duża i rozległa medina z
gąszczem uliczek i zaułków. Tu też słynna w całym Maroko (i nie tylko)
stara farbiarnia skór. Rzeczywiście proces technologiczny jakby z
antycznych czasów. Uwaga! Mimo wiszącej tabliczki informacyjnej że
"wejście jest darmowe", to i tak tubylcy wyłudzają kaskę za wstęp. Do
farbiarni idzie się przechodząc przez sklep z wyrobami ze skóry, gdzie
oczywiście każdemu turyście proponują sprzedaż souvenirów po mocno
zawyżonych cenach. A jeleni niestety niemało. Oczywiście te same rzeczy
można kupić kilkakrotnie taniej u handlarzy w medinie. Warto powłóczyć
się po uliczkach mediny, zajrzeć na miejscowy suk i
poobserwować lokalny tryb życia. Dużo kontrastów, sporo interesujących
klimatów dla europejczyka. Ogólnie 2 - 3 dni powinno starczyć by to
wszystko obejrzeć a jednocześnie nie zdążyć się znudzić.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Rabat to miasto leżące nad brzegiem oceanu.
Medina znajduje się tutaj nieopodal dworca kolejowego (ok 20 minut). Co
prawda hotele były dość zatłoczone, jednak dość szybko udało się
znaleźć wolny pokój. Medina nie jest może jakaś specjalnie rewelacyjna,
jednak bliskość oceanu sprawia iż warto tu przyjechać. Nieopodal plaży
można obejrzeć starą kazbę ładnie położoną nad brzegiem. Stąd ładny
widok na ocean.
Niedaleko od kazby (bardziej na północ) ruiny starego zameczku wybudowanego
jeszcze za panowania cesarstwa Rzymskiego. Nieco bliżej centrum miasta
duży ładny kompleks pałacowo parkowy (jakieś urzędy miejskie).
Wieczorkiem polecam wybrać się na zachód słońca. Tym bardziej, że od
mediny jest to bardzo blisko. Dwa dni powinno starczyć na atrakcje
Rabatu.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Co do Sahary, to najlepiej startować na pustynię z Rissani.
Radzę uważać jednak na naganiaczy oferujących pobyt na pustyni. Zwykle oferta obejmuje
transport, nocleg, wyżywienie, udział w karawanie i inne atrakcje.
Na miejscu okazuje się często, że ceny wcześniej ustalone, stają
się nieaktualne i mocno szybują w górę (to nie tylko nasze doświadczenie).
W Rissani jest coś w rodzaju youth hostel-u i tu najlepiej poszukać możliwości wypadu na pustynię,
choć i tu za uczciwość nie ręczę.
Krajobrazy i widoki na Saharze dość ładne. Tam gdzie trafiliśmy było o tyle
ciekawie że krajobraz był dość zróżnicowany. Gospodarze chwalili się,
że właśnie u nich kręcii pustynne sceny do kultowego filmu "Gwiezdne
Wojny". Szczerze powiedziawszy nie przepadam za piachem na dłuższą metę, toteż po trzech dniach spokojnie można zmienić krajobrazy na mniej monotonne :-).
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Todra to niewielka mieścinka słynąca ze stromyh skałek popularnych
wśród alpinistów.
W samej miejscowości nie ma niczego interesującego
jednak skałki robią wrażenie. Tuż przy samym wąwozie jest kilka
niedrogich hotelików.
Warto przejść się dookoła góry, gdzie ze szczytu rozciągają się piękne
widoki. Od szczytu łatwo można zgubić drogę i trzeba uważać (radzę
trzymać się prawej strony). Po drodze dodatkową atrakcją jest to, że
mija się osadę Nomadów. Dość prymitywne siedlisko złożone z kilku
namiotów wysoko w górach. Ma się wrażenie że ich sposób życia nie
zmienił się od tysięcy lat. Prostota granicząca z prymitywizmem.
Dzieciaczki z osady oczywiście wykorzystują okazję prosząc o pieniądze
przechodzących tyrystów. Za osadą nomadów (po ok. 20 minutach) w dole
widać już Todrę. Jeden - dwa dni starczy na Todrę zakładając że
wspinaczka nas nie interesuje. Przejście wokół góry zajmuje jakieś 5 -
6 godzin.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
W samej miejscowości niczego interesującego raczej nie ma.
W centrum kilka hotelików i bazarek. To co z pewnością warto tu zobaczyć, to Dolina Dades. Marszrutką z centrum miejscowości (jeżdżą średnio co pół godziny)
możemy
podjechać na szczyt wąwozu i spowrotem zejść sobie pieszo (ok 30 km). Myślę że nie trzeba schodzić całej trasy w dół. Można przejść trasę do połowy, a
resztę odcinka podjechać samochodem (bez problemu można złapać marszrutkę).
Po drodze ładne widoki. Nogi co prawda trochę wysiadają, ale za to jest czas
by się zatrzymać i pocieszyć widokami. Idzie się cały czas wygodną drogą asfaltową.
Spacerek dość bezpieczny, gdyż jest to droga nikłym ruchu samochodowym, wykorzystywana głównie przez mieszkańców mieszkających u góry.
Trasa ładna, choć chyba nieco przereklamowana (nie wiem, być może
nastawiałem się na więcej).
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Trasa autobusowa przez Atlas (Boumalne Dades - Skoura - Quarzazate - Marrakesch).
Baaardzo pozytywne wrażenia! Początkowo jazda przebiegała przez nizinne tereny i była
dość monotonna i średniointeresująca. Po minięciu Quarzazate (tu ostatni dłuższy postój)
autobus zaczął piąć się w górę. Po przejechaniu szlabanu i wjechaniu w wyższe partie gór zrobiło
się naprawdę ciekawie. Piękne widoki, strome zbocza i serpentyny nie pozwalają odkleić się od szyby
autobusu. Trudno było się zdecydować z której strony usiąść, bo raz z lewej, raz z prawej pojawiały się
krajobrazy warte sfotografowania. Naprawdę super. Czasem strach było patrzeć w dół.
Na tyle, że osoby posiadające lęk wysokości mogą czuć
dyskomfort :).
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Marrakesch to chyba jedno z najbardziej znamych Marokańskich miast.
To co warto tu obejrzeć , to z pewnością słynny wielki plac Jemaa El-fna w centrum miasta.
Ogólnie warto się tu zatrzymać na dwa dni by poobserwować jak plac ożywa w
godzinach wieczornych. Wtedy właśnie na placu schodzą się zaklinacze węży,
zjeżdżają niewiadomo skąd stragany z różnorakim jedzeniem.
Plac wtedy ożywa, turyści wylewają się z hoteli i robi się gwarno i tłoczno.
Dookoła muzyka, a w powietrzu roznoszą się zapachy gotowanych specjałów.
Fajnie jest zobaczyć o co chodzi. Powąchać, poczuć, dotknąć i ... ruszać dalej.
Niestety Marrakesch wg mnie jest mocno przereklamowany. Nie wiem jak
inni, ja jednak mocno wyczuwałem tandetną komercję kiczowatego
"folkloru" hi hi. Oczywiście każdy może mieć odmienne wrażenia. Mnie
jednak to miasto nie ruszyło i gdybym kiedyś jeszcze miał ponownie coś zobaczyć w Maroku,
to nie będzie to Marrakesch :-).
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Na Toubkal najlepiej startować z
Marrakeschu. Marszrutką można podjechać do miejscowości Imlil, gdzie
kończy się asfaltowa droga. Stąd już dalej trzeba iść pieszo wydeptaną
ścieżynką. Raczej trudno się zgubić, gdyż niemal zawsze w jedną, czy
drugą stronę idą turyści. Jednak radzę uważać, bo szlak nie jest jakoś
specjalnie oznaczony i zawsze można zboczyć ze ścieżki. Szlak nie jest
jakoś specjalnie trudny jednak leżące kamyki zmuszają do uwagi, by
przypadkowo nie skręcić nogi. W połowie drogi mijamy pierwsze
schronisko. Warunki dość prymitywne, ale jak ktoś się zmęczy to zawsze
może się tu zatrzymać. Tu też mini sklepik. Pod Toubkalem zaś ładne
murowane schronisko o dość dobrym standardzie. Towarzystwo mocno
międzynarodowe.
Na szczyt większość wychodzi tuż po wschodzie słońca - około 7 rano.
Tuż za schroniskiem przejście przez głęboki wąwóz, potem trawersowanie
po skałkach (uwaga na spadające kamienie). Dalej już bardziej łagodne
podejście przez "siodło" i szczyt w zasięu ręki. Niestety ja ugrzęzłem
nieopodal szczytu na wysokości 3709 m. n.p.m. . Zatrzymała mnie choroba
wysokościowa. Nawet nie wiedziałem że mogę ją mieć :). A że nie należę
do "zaliczaczy", postanowiłem że mój Toubkal będzie na wysokości 3709 m
n.p.m. W górach było już dość zimno i w drodze do schroniska zaczął
nawet prószyć śnieg.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Essaouira, to niewielkie miasteczko
położone nad brzegiem oceanu. Mnie jakoś najbardziej przypadło do
gustu. Prócz ładnej plaży w Essauerze jest niezbyt duża, za to bardzo
urokliwa medina. Sporo tu wąziutkich uliczek, ślepych zaułków i
"tajemnych" przejść. To z czego jeszcze słynie Essauira, to z pewnością
fajne i stosunkowo niedrogie souveniry z drewna tui. Tu właśnie kupiłem
bardzo fajne drewniane prezeny dla bliskich. Poza tym, była to ostatnia
miejscowość przed odlotem do domu, więc moglęm nieco uzupełnić plecak
:).
W Essaouerze jest trochę hoteli, więc raczej nie powinno być problemu z
noclegiem. Ostatecznie zawsze można skorzystać z usługi naganiacza i
znaleźć prywatną kwaterę z widokiem na morze. Co do plaży, to mnie
najbardziej spodobała się jej część nieco oddalona na południe od
centrum. Jest tam równie ładnie, za to znacznie mniej ludzi i pusto od
naciągaczy. Z pewnością warto wybrać się wczesnym rankiem do tutejszego portu, by
zobaczyć rybaków wracających z połowów. Pooglądać egzotyczne ryby
sprzedawane bezpośrednio z kutra i przyjrzeć się życiu rybaków z bliska
(rozładunek ryb, cerowanie sieci, konserwacja łodzi, czy modlitwa w
portowym meczecie). Przy dobrej pogodzie odważniejsi mogą wypożyczyć
deskę surfingową i próbować zmierzyć się z falami (a nuż odkryjemy nową
pasję :-).
Ogólnie Essaouira bardzo przypadła mi do gustu i zdecydowanie polecam
ją odwiedzić. Jest ona idealna w szczególności dla ludzi wygodniejszych,
lub bardziej leniwych. Tu właśnie poznać można szczyptę marokańskiego
orientu, a jednocześnie niedrogo i przyjemnie wypocząć.
Więcej zdjęć znajdziesz tutaj
Masz pytania? Napisz |