Kolejny swój przejazd po urokliwej wschodniej Polsce zacząłem od Terespola, czyli od miejsca w którym zakończyłem swoją trasę rok temu.
Wczesnym rankiem docieram do
Terespola pociągiem relacji Szczecin - Terespol i od razu ruszam główną szosą w kierunku na Białą Podlaską. Po około 2 km skręcam w lewo, w spokojną już drogę w kierunku wioseczki Kobylany. Po drodze
z prawej strony pozostałości fortu (obecnie jakiś bar). Nieco dalej, ładna cerkiew.
Nieopodal wioski Zasławek (przed Kostomłotami) na niewielkim wzgórku po prawej stronie, cmentarz Tatarski. Nieco zarośnięty i zaniedbany,
jednak warty obejrzenia. Dalej jadę wciąż wygodnym asfaltem na Lebiedziew. Tu nieco modyfikuję trasę. Zjeżdżam z ruchliwego asfaltu i kieruję się na turystyczny czerwony szlak. Nie był to chyba jednak najlepszy pomysł,
bo szlak po jakimś czasie niemal ginie, a ścieżka prowadząca przez pola jest bardzo zarośnięta i niemal zanikająca. Miejscami trzeba prowadzić rower. Ładne widoki po drodze nieco rekompensują trudy. Wreszcie dojeżdżam
do wioski Dobratycze. Tu ładny cmentarzyk i niewielka drewniana cerkiewka. Stąd kieruję się na Kostomłoty. W Kostomłotach znowu ładna zabytkowa drewniana cerkiewka. Stąd ruszam do głównej drogi i kieruję się
dalej na Kocytów i Zachacie. W Kocytowie niewielki cmentarz ze starą drewnianą kapliczką i niezbyt zabytkowa cerkiewką. Stąd wygodnym i mało ruchliwym asfaltem jadę na Kodeń.
Kodeń, to niewielka zadbana mieścinka, słynąca z sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej. Robię tu półgodzinny postój, po czym,
ruszam główną drogą na Jabłeczną. Tu zabytkowy wiatrak. Tu też odbijam w lewo na klasztor w Parośli. Klasztor robi bardzo pozytywne wrażenie. Jest ładnie odrestaurowany i zadbany. Cicho tu i pusto. Chwilkę
oglądam i ruszam dalej czerwonym szlakiem w kierunku na Mosice i Nowosiółki. Trasa dość przyjemna. W Sławatyczach bardzo ładna murowane cerkiewka. Tu też znowu wjeżdżam na główną drogę, mijam Hannę
(tu ładny drewniany zabytkowy kościół).
Pod wieczór dojeżdżam do wioski Dolhobrody, gdzie bookuję się w schronisku PTSM (cena noclegu 12 PLN :). Warunki dobre. Łazienki czyściutkie,
świeżo po remoncie. Nieco rekompensują brak natrysków :). Ponoć na przyszły sezon mają być już gotowe.
No, pierwszy dzień należy zaliczyć do udanych :).
Od rana zapowiada się ładny
dzień. Ruszam główną drogą w kierunku na Włodawę. Kilka kilometrów dalej zjeżdżam z ruchliwego asfaltu w lewo na tzw. szlak rowerowy „STYKIEM GRANIC POLSKA - BIAŁORUŚ - UKRAINA“. Szlak niezbyt dobrze
oznaczony i można się pogubić. Nad Bugiem ładne widoki na pola ze stogami siana i pasącymi się krowami. Niezłe klimaty.
Dojeżdżam do Różanki. Tu ładny kościół i pozostałości wielkiego folwarku. Po rozmiarach można się domyślać, że właścicielem
była majętna osoba. Szkoda że wszystko niszczeje. Nad Bugiem robię krótki odpoczynek.
Znowu wjeżdżam na główny asfalt i ruszam w kierunku Włodawy. Droga dość ruchliwa, więc nie ociągam zbytnio.
Mijam błyskawicznie Włodawę i kieruję się w stronę obozu zagłady „Sobibór“. Tuż za Włodawą w miejscowości Olchówek ładny
duży kościół.
Po drodze, kilka kilometrów od obozu, postanawiam skrócić sobie trasę i zjeżdżam z dość ruchliwego asfaltu w las (przed torami kolejowymi w prawo). Dzień jest bardzo gorący. Temperatura powietrza spokojnie przekracza
30 stopni. Droga przez las jest dość wygodna i dobrze ubita. Jedzie się rewelacyjnie. Zapach sosen i cień dodatkowo odpręża. Po około 5 km znowu wjeżdżam na asfalt. Jeszcze kilkaset metrów i dojeżdżam do
obozu (a raczej tego co z niego zostało). Nieco się rozczarowałem, gdyż liczyłem że jakiś barak zostanie zrekonstruowany.
Chwila odpoczynku. Słońce grzeje niemiłosiernie. Zmieniam nieco plany i postanawiam by w dalszą
drogę również jechać przez las. Nie dlatego że krócej, a bardziej z powodu upału i zbawiennego cienia.
Początkowo droga prowadzi wygodnym asfaltem. Po kilku kilometrach odbijam w leśną drogę, której nie ma już na mojej dość dokładnej
mapie. Przechodzę na mapki Oziego 1:50 000 i sunę dalej, tak by przycelować do kolejnego asfaltu.
Po jakimś czasie droga prawie niknie, tak że trzeba przez gęstwiny prowadzić rower. Komary tną niemiłosiernie. Zaczynam mieć wątpliwości,
czy lepszy upał, czy komary. Po jakimś czasie dochodzę do asfaltu tak jak chciałem. Wsiadam na rower i ruszam dalej. Niedługo cieszę się jazdą. Huk spod roweru skutecznie psuje mi nastrój. Okazało się, że
strzeliła dętka wyrywając kawałek opony z boku bieżnika. Pewno wada fabryczna, może upał pomógł, a może i jedno i drugie.
Niedobrze. Zapasowa dętka nie pomoże, lipa. Środek lasu, poważnie uszkodzony rower z pełnym bagażem, do tego jeszcze sobota :(. Do większej
miejscowości ze sklepem rowerowym daleko. Powoli prowadzę rower idąc przed siebie rozmyślam co dalej.
Po dłuższej chwili w oddali widać jakąś wioseczkę. To wioska Stulno. Przed jednym z domów kilkoro dzieci
gra w piłkę. Pytam czy ktoś nie ma jakiejś starej niepotrzebnej opony. Jeden z nich biegnie zapytać dziadka, który w garażu odnajduje jakąś starą zużytą oponę. Nieco łysa i popękana, ale rozmiar mój.
Szybko wymieniam oponę, zakładam nową dętkę i ruszam dalej. Hi hi, czyli nie ma sytuacji bez wyjścia :). Humor zdecydowanie mi się poprawia :-).
Ruszam w trasę. Znowu wjeżdżam na główną drogę, skręcam w prawo i kieruję się na Wolę Uhruską. Tuż za Wolą w miejscowości Uhrusk
ładny kościół, a nieopodal cerkiew.
Trzymając się bliskości Bugu jadę w kierunku na Dorohusk. Mijam Świerże, gdzie pomnik w hołdzie powstańcom Styczniowym poległym w bitwie
pod Świerżem. Po drodze łapie mnie deszcz który przeczekuję pod wiatą przystanku PKS. Mijam Dorohusk (tu kościół) i dojeżdżam do wioseczki Dubienka, gdzie kolejny ładny duży kościół, a nieopodal nie mniej okazała cerkiew. Tutaj też mam kolejny nocleg w schronisku PTSM (za 15 PLN :-).
Od rana zapowiada się ładny
dzień. Dzisiaj nieco dłuższa trasa, bo postanawiam obejrzeć XV-wieczny kościółek w Bończy.
Powoli ruszam wygodnym asfaltem na zachód. Mijam wioseczki Brzozowiec, Stanisławów, Dryszczów i dalej na Kumów Plebański,
Majdan, Leśniowsko i Rakołupy. W Kumowie Plebańskim bardzo ładny odnowiony kościół. Stąd też odbijam nieco na Sielec, by obejrzeć pozostałości po zameczku. Ruiny robią wrażenie (szczególnie mur obronny).
Pozostałości świadczą o dużym znaczeniu miejscowości w dawnych czasach. W środku dobrze zachowany dworek. Pewnie tylko dlatego że utworzono tu szkołę. Miejscowi mówią o rzekomym podziemnym tunelu
aż do Chełma. Kto wie, może kiedyś ktoś to zbada :). Po obejrzeniu, ruszam na Majdan Leśniowski i Rakołupy. Za Rakołupami asfalt się kończy. Droga prowadzi przez las, ale jest dość wygodna. Jadę wg wskazówek
miejscowych.
W Bończy znowu wjeżdżam na drogę asfaltową. Tutaj ładna odrestaurowywana cerkiew i odnowiony już XV - wieczny kamienno-ceglany kościółek. Hmm.. wg mnie to „odnowienie“ przyćmiło
jego zabytkowy wygląd. Z zewnątrz wcale nie wygląda jak stary.
Dobrze trafiłem, bo akurat pojawił się proboszcz, który specjalnie dla mnie otworzył kościół, bym sobie obejrzał od wewnątrz. W środku
piękny barokowy ołtarz. Chwilę porozmawialiśmy, zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem dalej, kierując się tym razem na wschód.
Mijam Kurzawkę i dojeżdżam do miejscowości Wojsławice. Tutaj niewielki pomnik poświęcony Tadeuszowi Kościuszce i ładny duży kościół.
Chwilę oglądam, cykam zdjęcie i jadę dalej przez Uchatyn, Teratyn i Stefankowice. Powoli robi się późno i zaczynam myśleć o noclegu. Dojeżdżam do wioski Annopol i tuż przed końcem wsi rozbijam namiot u gospodarza
w ogrodzie. Oczywiście za przyzwoleniem :).
Wstaję trochę niewyspany, bo
w nocy mocno zmarzłem. Rano gospodarz mówił że w nocy było tylko + 5 stopni. Pewno tak, bo dało się to wyczuć :).
Przed wyjazdem gospodarz częstuje mnie herbatą. Chwilę rozmawiamy, po czym zwijam namiot i ruszam w drogę. Serdeczne dzięki za gościnę :).
Na krzyżówce skręcam w prawo i kieruję się na Szpikolasy. Tu piękny stary, drewniany kościółek. Akurat dobrze trafiłem, bo był otwarty :). Ze Szpikolas kieruję się w stronę Bugu na Horodło. Tutaj
ładny duży kościół i dwie cerkiewki. Robię krótki odpoczynek.
W sklepie spożywczym od właścicielki dostaję gratisowy informator turystyczny o regionie folder o miejscowości. Fajnie, - tak właśnie
powinna wyglądać autopromocja :-). Ruszam na Strzyżów. W Strzyżowie ładny kościół. Tutaj też zaczyna się dość ruchliwy asfalt. Kieruję się na Hrubieszów i nieco przyspieszam. Mijam Husynne, Teptiuków
i po kilku kilometrach dojeżdżam do Hrubieszowa. Nie jest to zbyt duże miasteczko, ani jakoś specjalnie atrakcyjne. W ciągu 2 - 3 godzin udaje mi się poznać większość interesujących zabytków (ładna duża
cerkiew, kościół i sanktuarium).
Późnym popołudniem próbuję odnaleźć przyszkolną bursę, gdzie zabookowałem sobie nocleg. Nie jest to trudne, więc dość szybko
trafiam pod właściwy adres. Szybkie zakupy, kolacja i do spania.
Po wyjeździe z Hrubieszowa, kieruję się na Czumów i dalej (w niedalekiej odległości od Bugu) na Kosmów i Kryłów. Cały czas wygodny, niezbyt ruchliwy asfalt. W Czumowie oglądam niewielki pałacyk. Niestety, to teren prywatny i nie podejdzie się zbyt blisko. Cykam kilka zdjęć i ruszam dalej, wciąż trzymając się Bugu. W Kryłowie oglądam ruiny zameczku obronnego położonego na półwyspie. Niestety niewiele z niego zostało, choć potężne ceglane mury robią spore wrażenie. Ruszam dalej. Mijam wioskę Gołębie, Zaręka, Dolhobyczów. W Dolhobyczowie ładny zamek Rastawieckich i piękny neogotycki ceglany kościół o dość niespotykanym kształcie. . Nieopodal piękna, właśnie odrestaurowywana cerkiew. Naprawdę robi wrażenie. Oglądam chwilę i ruszam dalej na Uśmierz, kol. Sulimów, Horodyszcze, Hulcze i Dłużniów. W Dłużniowie kończy się asfalt. Tutaj też piękna, duża drewniana cerkiew. Ponoć jedna z największych drewnianych cerkwi w Polsce. Przy cerkwi wjeżdżam w boczną drogę i dalej przez pola, między łanami kukurydzy kieruję się na Myców. W Mycowie stary zabytkowy cmentarz, na którym stoi niewielki zdewastowany kościółek. Miejscowi mówią, że ołtarz z kościółka przeniesiono do kościoła w Suchej Beskidzkiej, by zapobiec dalszemu zniszczeniu. Robię krótki postój. Chwilę gawędzę z miejscowymi i jednym Ukraińcem który wskoczył do sąsiada zza miedzy na kielicha :). Ciekawe, - pewnie przeszedł przez „zieloną granicę“ :). Stąd dosłownie „rzut beretem“ do granicy z Ukrainą. Ruszam dalej. W Wyżłowie kolejna ładna, drewniana cerkiewka. Tutaj też zaczyna się upragniony asfalt. Jadę dalej na Chłopiatyn. Tutaj bardzo ładna zabytkowa drewniana cerkiew. Dalej kieruję się na Wasylów Wlk. gdzie niewielki kościół i dalej na Rzeplin i Machnów. Pogoda zaczyna się psuć. Niebo zaciągają ciemne, burzowe chmury. Przyspieszam. Trochę lipa - po drodze żadnych dogodnych miejsc pod namiot. W sklepie pospiesznie kupuję coś na kolację. W oddali już zaczyna błyskać. No, myślę, - chyba nie ma co szukać wygód. W wioseczce Stary Machnów rozbijam szybko namiot w sadzie na terenie gospodarstwa i szybko wrzucam do środka rzeczy. Uff, chyba zdążyłem. Zaczyna nieźle padać. Niestety po jakimś czasie okazuje się, że namiot zaczyna przeciekać :(. W środku robi się coraz mokrzej. Trudno się zasypia. Deszcz wciąż pada. Ostatecznie pakuję się w duży worek na śmieci, przykrywam drugim i dopiero zasypiam.
Uff, to była trudna noc. Rano
okazało się, że wody w namiocie miałem równo z karimatą. Wylewam wodę z namiotu i próbuję podsuszyć rzeczy. Na szczęście od rana świeci słońce.
Koło godziny 11 pakuję sprzęt i ruszam w kierunku obozu
koncentracyjnego w Bełżcu. Wygląd obozu również nie szokuje, jednak wywiera spore wrażenie na wyobraźnię. Oglądam tutejsze muzeum, chwilę zadumy i ruszam dalej. W Bełżcu, nieco dalej oglądam jeszcze kapitalną
drewnianą cerkiewkę. W pobliskim sklepie kupuję coś do jedzenia i ruszam dość ruchliwym asfaltem w kierunku miejscowości Narol. W Narolu interesujący kościół. Tu skręcam w lewo i dojeżdżam do Lipska. Tu
ładna cerkiew. Z Lipska kieruję się na wioskę Wola Wielka i Będliny. Mijam Hutę Złomy i Łówczę. Stąd robię skrót przez las wg wskazówek miejscowych wygodną asfaltową drogą.
Jedzie się super. Cisza, spokój, równiutki asfalt, świeże, pachnące żywicą powietrze. 100% relax :-).
Po dłuższym czasie wyjeżdżam na asfalt prowadzący do wioski Nowe Brusno. Droga dość mocno dziurawa i trzeba jechać ósemkami. Po zapytaniu
miejscowego czemu mają tak zniszczoną drogę, - usłyszałem: „panie, to dobra droga, tam dalej jest zniszczona“.
Oglądam w wiosce rozlatującą się, podpartą drągami drewnianą cerkiewkę i jadę dalej w kierunku Horyńca.
I tu dopiero okazało się, że miejscowy miał rację. Droga tak beznadziejnie dziurawa i zniszczona, że do szwajcarskiego sera nawet nie można
jej porównać.
Jadę średnio 7 km na godzinę. Szybciej się nie da. Pobocza brak. Czasem dla odprężenia prowadzę rower. Już szutrówka była by lepsza,
- myślę sobie. Naprawdę tak beznadziejną drogą dawno już nie jechałem.
Po nieco męczącym odcinku, dojeżdżam do Horyńca. Tu oglądam pałacyk i kościół (w sumie nic nadzwyczajnego). W centrum skręcam w
lewo i kieruję się w stronę wioski Radruż, tuż przy granicy z Ukrainą. Tu piękny kompleks cerkiewny. Akurat mi przypasowało, bo trafiłem na grupkę turystów, do której oczywiście błyskawicznie się
podczepiam. Wejście na teren kompleksu tylko z przewodnikiem. Teren jest ogrodzony i zamknięty, a otwierany tylko dla zorganizowanych grup. Po jego obejrzeniu, ruszam z powrotem w kierunku Horyńca, a stąd kieruję się
główną drogą na miejscowość Basznia Dolna. Na szczęście nie jest ona zbyt ruchliwa i jedzie się dość przyjemnie.
Po kilkunastu kilometrach dojeżdżam do Baszni Dolnej. W wioskowym sklepie kupuję coś na kolację i jadę do pobliskiej szkoły, gdzie kolejny
nocleg w schronisku PTSM. W schronisku rewelacyjne warunki. Wygodne łazienki z natryskami i wieloosobowe sale. Szkoła jakby o profilu sportowym, gdyż ma dużą i dobrze wyposażoną salę gimnastyczną. Na stoliku w korytarzu do poczytania
sporo turystycznych informatorów o regionie . Opiekunowie bardzo sympatyczni, życzliwi i otwarci na turystów. Naprawdę polecam schronisko. Dostałem propozycję, by zostać dłużej o kilka dni,
gdyż nazajutrz rozpoczyna się tu jakaś gminno/regionalna imprezka. Szkoda że nie mogę :(.
Wypakowuję jeszcze mokre rzeczy, rozkładam wilgotny namiot i próbuję to wszystko podsuszyć. Jest dobrze :).
Od rana zapowiada się ładny
dzień. Namiot i reszta mokrych rzeczy wyschła na „pieprz“. Pakuję sprzęt i powoli szykuję się do drogi. Ruszam w kierunku Lubaczowa. Po około 2 kilometrach za Basznią „łapię gumę“ i przypominam sobie, że
wciąż jadę na oponie z recyclingu :).
Szybko zaklejam dziurę i jadę dalej. W Lubaczowie w centrum przy parku na szczęście jest sklep rowerowy. Wymieniam zużytą oponę. Zadowolony,
po krótkim odpoczynku ruszam przez Łukawiec na Wielkie Oczy. Cały czas wygodny, niezbyt ruchliwy asfalt.
W miejscowości Szczutków piękna drewniana cerkiewka. Kilka kilometrów dalej w wiosce Łukawiec,
nie mniej urokliwa drewniana cerkiew, a tuż obok drewniany kościółek.
Chwilkę oglądam, robię kilka zdjęć i ruszam dalej na Wielkie Oczy. Tutaj oglądam zabytkowy odrestaurowany kościół i mocno zrujnowaną
drewnianą cerkiew. Nieopodal nieczynna synagoga. Robię krótki postój i ruszam na zachód . Mijam miejscowości Potok Jaworowski (tu ładny ceglany kościółek) , Miękisz Stary (tu mocno zaniedbana
kolejna drewniana cerkiewka), Wola Laszkowska i Laszki. Cały czas wygodny, niezbyt ruchliwy asfalt. Po dłuższym czasie dojeżdżam do ruchliwej drogi do przejścia granicznego w Korczowej. Przyspieszam i kieruję się na
Radymno. Niezbyt przyjemny odcinek, do tego jeszcze zaczyna padać deszcz. Postanawiam skrócić nieco drogę i podjechać do Przemyśla pociągiem. W Przemyślu szybko odnajduję schronisko PTSM. Co prawda mocno zatłoczone,
ale udaje się dostać kawałek podłogi na poddaszu. Wieczorkiem spacer po starym centrum i przy okazji zakupy
Jutro wczesnym rankiem mam pociąg do Szczecina.
No, kolejny wyjazd mogę uznać za udany :).
Masz pytania? Chcesz wiedzieć więcej? Napisz do |