Kolejny rowerowy wyjazd, w urocze zakątki wschodniej Polski, to kontynuacja chęci poznania tego wciąż egzotycznego skrawka kraju.
To już ostatni odcinek trasy, niejako zamykający długi graniczny szlak prowadzący od Olsztyna, przez Suwałki i Terespol do Przemyśla.
Tym razem trasa zaczyna się w Olsztynie i prowadzi przez chyba najatrakcyjniejsze miejscowości aż do Suwałk (choć twierdzenie to jest jak najbardziej subiektywne). Została ona tak wytyczona, by można było w jak największym stopniu poznać uroki regionu, a jednocześnie bezpiecznie i w miarę komfortowo podrożować rowerem. Nie było to trudne, gdyż w ostatnim czasie powstało tu wiele nowych dróg asfaltowych, a istniejąca tu sieć schronisk młodzieżowych PTSM (niestety z roku na rok się kurcząca) jeszcze bardziej ułatwiła to zadanie.
Niestety trzeba się spieszyć, gdyż Polska wschodnia zmienia się z roku na rok i coraz bardziej "cywilizuje". Jeszcze kilka lat i klimat "zaściankowości" zniknie. Wtedy w poszukiwaniu egzotyki zostaną tylko wyjazdy na Białoruś :-).
Dzień 1 Szczecin - Olsztyn.
Właściwie cały dzień minął w mocno zatłoczonym pociągu relacji Szczecin - Olsztyn.
Po dotarciu do Olsztyna, wysiadamy na dworcu Olsztyn Zachód i szybko bookujemy się w niewielkim hoteliku PTTK "Wysoka Brama" w zabytkowej baszcie, tuż przy starym rynku. Bardzo fajne miejsce i do tego niedaleko dworca kolejowego. Resztę wieczoru poświęcamy na poznanie niezbyt dużej, ale urokliwej olsztyńskiej starówki. Nieźle trafiliśmy, bo akurat na rynku była jakaś plenerowa pośpiewajka , która zgromadziła sporo ludzi i wytwarzała dość pozytywne klimaty. Taki nastrój jak najbardziej wskazany, szczególnie po spędzeniu kilku ładnych godzin w przepełnionym i dusznym pociągu. Na koniec jeszcze kilka zdjęć z olsztyńskimi "babami" i powrót na nocleg.
dzień 2 Olsztyn - Kłębowo (71 km).
-
(przez: Cerkiewnik, Glotowo, Dobre Miasto, Międzylesie, Orzechowo, Radostowo, Jeziorany, Franknowo, Żegoty)
Wczesnym rankiem wymeldowujemy się z hotelu i jedziemy na pobliską stację kolejową Olsztyn Zachód. Około godziny 9.00 podjeżdżamy kilka przystanków na północ, bezkolizyjnie opuszczając Olsztyn. Wysiadamy w Cerkiewniku i stąd ruszamy w drogę, kierując się na Glotowo.
Piękno okolic pozwala dość szybko zapomnieć o cywilizacji. Delektujemy się świeżym powietrzem, oddychając pełną piersią. W Glotowie ładny barokowy kościół i zabytkowy cmentarz. Nieopodal kościoła w pobliskim lasku, zabytkowa droga krzyżowa z licznymi murowanymi stacjami.
Z Glotowa startujemy na Dobre Miasto. (He he, do tej pory Dobre Miasto było dla mnie nieznaną mieściną, dopóki nie przejeżdżaliśmy obok znanej fabryki "Jutrzenka" producenta moich ulubionych słodyczy. Nawet nie wiedziałem, że to tutaj są pdodukowane moje ulubione żelki, czy kamyki). W Dobrym Mieście warto obejrzeć neoromański kościół i baszty - chyba pozostałości po dawnych murach obronnych.
Opuszczając Dobre Miasto kierujemy się na Orzechowo i dalej na Jeziorany. W Międzylesiu ładny ceglany kościółek. Nieco dalej, w Orzechowie niewielki kościółek jakby zrobiony ze zwykłej chałupy z dobudowaną drewnianą wieżą. Dosyć fajnie to wygląda. Dojeżdżamy do Radostowa. W Radostowie kolejny, godny obejrzenia, ceglany kościół z całą drewnianą wieżą. Naprawdę ładny. W Jezioranach znowu uroczy niewielki kościółek z cegły. Nieco dalej drugi, ciut większy. W Jezioranach skręcamy na północ i przez Tłukowo kierujemy się na miejscowość Franknowo. W Tłukowie kolejny zabytkowy ceglany kościół z drewnianą wieżą. Dojeżdżamy do Franknowa. Tutaj również warto obejrzeć dość sporych rozmiarów kościół. Z Franknowa kierujemy się na zachód i polną drogą, wśród łąk jedziemy na wioskę Żegoty. Po drodze kontrowersyjne rozwidlenie dróg (znowu dokładne mapki pod Oziego okazały się niezastąpione). Wreszcie dojeżdżamy do Żegot. Tu wjeżdżamy na upragniony asfalt i suniemy dość spokojną drogą w kierunku miejscowości Kłębowo, gdzie mamy zabookowany nocleg w schronisku PTSM.
Na miejsce docieramy późnym wieczorem, tuż przed zmrokiem Okazuje się, że schronisko położone jest kilka kilometrów za Kłębowem, nad pobliskim jeziorem. Właściwie to nawet nie schronisko a ośrodek wczasowy współpracujący z PTSM. Warunki noclegowe przypominają swoim klimatem głęboki PRL. Natryski są, więc nie można narzekać. Cenowo też korzystnie, więc spoko. Niestety wieczorem woda w natryskach już zimna, ale da się przeżyć. Szybka kolacja i do spania.
dzień 3 Kłębowo - Reszel (60 km).
-
(przez: Lidzbark Warmiński, Stoczek Klasztorny, Kiwity, Rokitnik, Wozławki, Bisztynek, Sątopy)
Rankiem kierujemy się ponownie na Kłębowo. Tutaj oglądamy ładny zabytkowy kościół z drewnianą wieżą i kierujemy się na Lidzbark Warmiński.
Cały czas jedziemy wygodnym, niezbyt ruchliwym asfaltem. W Lidzbarku robimy dłuższy postój. Oglądamy zamek, kościół, drewnianą cerkiew, nieco mniejszą cerkiewkę nieopodal zamku i ładnie odnowioną starówkę. Na obiad idziemy do starego młyna nieopodal zamku. Fajne miejsce z klimatem i dobrym jedzeniem za rozsądne pieniądze (cennik w galerii).
Tuż przy zamku miejsce słynnych corocznych imprez kabaretowych - "Lidzbarskie Wieczory Humoru i Satyry". Szczerze powiedziawszy w TV wyglądało to na dużo większe.
Po trzech godzinach laby ruszamy dalej, kierując się na Stoczek Klasztorny. Droga bardzo wygodna, asfaltowa i niezbyt ruchliwa. Tuż przed Stoczkiem, z oddali widać okazały klasztor. To tutaj był więziony prymas Wyszyński w czasach PRL-u. Oglądamy klasztor wewnątrz, gdzie udostępniona jest
cela, w której był więziony prymas. Na parterze niewielki sklepik z dewocjonaliami. Chwile odpoczywamy i kierujemy sie na Kiwity. W Kiwitach ładny, duży ceglany kościół. Tu skręcamy na Bisztynek i dalej na Reszel, gdzie mamy kolejne schronisko PTSM. Kilka kilometrów za Kiwitami, w miejscowości Wozławki niemal identyczny gotycki kościół jak w Kiwitach. W Bisztynku warto obejrzeć kilka interesujących zabytków - dwa kościoły, starą bramę i ratusz. Kilka kilometrów za Bisztynkiem dojeżdżamy do Satopów. W Sątopach kolejny kościół, jakby nieco podobny do dwóch poprzednich z Kiwit i Wozławek. Do Reszla dojeżdżamy dość późno, więc zwiedzanie miasteczka zostawiamy na kolejny dzień. Schronisko mieści się w starej poniemieckiej szkole (dawna szkoła "hitlerjugend"), w tutejszym internacie z wielkimi pokojami o bardzo wysokich sufitach. Warunki super.
dzień 4 Reszel - Gierłoż (41 km).
- (przez: Ramoty, Św. Lipka, Bezławki, Kętrzyn).
Przed południem oglądamy atrakcje Reszla.
Zamek biskupi wygląda nawet okazale. Tuż obok stoi barokowy kościół. Ciekawie wygląda też zachowany fragment starego miasta, oraz zabytkowy średniowieczny most.
Po obejrzeniu głównych zabytków, kierujemy się na Świętą Lipkę, gdzie znajduje się słynne sanktuarium. Warto tu obejrzeć kościół i tuż obok klasztor Jezuitów. Kościół jest bardzo ładnie odrestaurowany i robi wrażenie. Jest bardzo ładna, słoneczna pogoda, toteż tłumy pielgrzymów zjechało do Św. Lipki. Po około 30 minutowym postoju ruszamy dość spokojną drogą na Bezławki i dalej w kierunku Kętrzyna. W Kętrzynie oglądamy kościół i ładny niewielki zameczek. Za Kętrzynem skręcamy w lewo i kierujemy się na Gierłoż, by obejrzeć ruiny dawnej kwatery Hitlera, tzw. "Wilczy Szaniec".
Niestety "atrakcja" mocno mnie rozczarowuje. Według mnie jest zdecydowanie przereklamowana. Ruiny bunkrów niemal kompletnie nie zrobiły na mnie wrażenia. Chyba bunkry "Wału Pomorskiego" robią większe wrażenie i można je obejrzeć za darmo. Podjeżdżamy jeszcze około 2 kilometrów dalej, by obejrzeć bunkier z którego rzekomo miała się rozpościerać piękna panorama na okolicę. I to była już kompletna porażka.
Jeżeli ktoś się zastanawia, czy wydawać 30 PLN na wątpliwą atrakcję, to radzę podjechać około 2 km dalej i przed skrajem lasu skręcić w prawo w leśną drogę. Po kilkudziesięciu metrach dojeżdżamy do bunkra, z którego widać osławioną "panoramę". Można go obejrzeć za free, a potem polecam odpuścić komercyjną część zwiedzania kompleksu bunktrów.Według mnie - szkoda pieniędzy i czasu. Chyba że ktoś ma na zbyciu i czas i pieniądze.
Mocno rozczarowani wracamy w kierunku Kętrzyna. Po wyjechaniu ze strefy lasu, skręcamy w prawo. Przejeżdżamy tory kolejowe i po kilkuset metrach dojeżdżamy do urokliwego jeziorka. Świetne miejsce na biwak z dobrym dostępem do wody. Na polance opala się już kilka osób i stoi jeden namiot. Poza tym cicho i pusto.
Rozbijamy obóz, kąpiel i powoli szykujemy się do odpoczynku.
dzień 5 Gierłoż - Strągiel (76 km).
- (przez: Czerniki, Różanka, Siniec, Srokowo, Stawki, Węgorzewo, Więcki, Budry)
Koło godziny 9 zwijamy obóz i ruszamy na Czerniki. Tu skręcamy w prawo i niezbyt wygodnym brukiem jedziemy na Różankę. Na szczęście bruk dość szybko się kończy i przechodzi w dość wygodną drogę gruntową wśród pól.
W Różance przy sklepie spożywczym robimy krótki postój . Dalej odbijamy na Siwiec i Srokowo. W Srokowie zabytkowy ceglany kościół.
Tu wjeżdżamy na bardziej ruchliwy asfalt w kierunku Węgorzewa. W okolicach Leśniewa skręcamy w prawo w kierunku zabytkowej śluzy. Niestety droga do śluzy jakoś lipnie oznaczona. Dość szybko znajdujemy się w szczerym polu, gdzie ani śluzy, ani drogi :(. By nie wracać spowrotem tą samą drogą, próbujemy znaleźć skróty do szosy na Węgorzewo. Niestety utknęliśmny w jakichś bagnach z miliardami wygłodniałych komarów. Cóż z tego że szosa była tuż tuż, a przejeżdżające samochody było nawet widać, gdy dostępu do niej odgradzał głęboki rów melioracyjny. Wściekłe komary nie pozwalały już na dalsze kombinowanie z szukaniem drogi do szosy. Zawracamy i po jakimś czasie odnajdujemy inną alternatywną drogę, którą dojeżdżamy do asfaltu. Przyznam, że dawno nie miałem takiego hardcor-u z komarami. W przyszłym roku obowiązkowo na wyjazd biorę moskitierę :).
Szybkim tempem mijamy Węgorzewo starając się nadrobić stracony czas. Za Węgorzewem odbijamy w lewo na Więcki i Budry. Tu droga już znacznie spokojniejsza, więc nieco zwalniamy.
W Budrach oglądamy ładny ceglany kościół. Robi się późno, więc zaczynamy się rozglądać za dogodnym miejscem do rozbicia namiotu. Nieopodal Budr płynie niewielka rzeczka Gołdapa. Próbujemy nad nią wypatrzyć miejsce pod namiot, z dogodnym dojściem do wody. Niestety brzegi zabagnione i trudno dostępne. Wracamy na asfalt i jedziemy do następnej wioski Popioły. Mamy nadzieję, że koło mostu będzie odpowiednie miejsce. Niestety, wysokie haszcze i do tego stada końskich much i komarów zniechęcają by się tu zatrzymywać. Wracamy do drogi i zgodnie z sugestią miejscowych jedziemy jeszcze kilka ładnych kilometrów nad znane w okolicy jezioro Strągiel. Niestety trochę się rozczarowujemy, gdyż w bardzo dużej części jest ono poogradzane płotem z tabliczkami "teren prywatny". Ostatecznie lądujemy na lokalnej plażyczce na końcu wioski Strągiel. Miejsce niezłe, z dogodnym dostępem do wody. Rozbijamy się już przy zapalonych czołówkach. Uff, dzień był męczący. Z ulgą zasypiamy.
dzień 6 Strągiel - Bachanowo. (92 km).
- (przez: Banie Mazurskie, Grabowo, Kowale Oleckie, Mieruniszki, Filipów, Kruszki)
Rankiem budzi nas piękne słońce. Jemy śniadanie i nie spiesząc się zwijamy obóz. Powoli ruszamy w kierunku wioski Gębałka i Kuty. W Kutach piękny, stary kościół. Tuż za Kutami, po prawej stronie jeziorko i dogodne miejsce na biwak. Szkoda, że wczoraj było już tak mało czasu, bo pewno rozbili byśmy się właśnie tutaj. Chwilę leniuchujemy na drewnianym pomoście i ruszamy dalej. Mijamy Jaklinówko, Grodzisko i wreszcie dojeżdżamy do Bań Mazurskich. W Baniach oglądamy kościół i ruszamy dalej, dość ruchliwą szosą w kierunku na Gołdap. W
Grabowie robimy dłuższy "obiadowy" postój przy sklepie spożywczym, potem oglądamy miejscowy duży kościół. W Grabowie z ulgą zjeżdżamy z ruchliwej drogi i skręcamy na Kowaliki i Wilkasy.
Droga spokojna, więc jedziemy rekreacyjnie. Nieco za Wilkasami znowu wjeżdżamy na ruchliwą szosę Gołdap - Olecko. Przyspieszamy i po chwili dojeżdżamy do miejscowości Kowale Oleckie. Tu skręcamy w lewo i znowu spokojną drogą suniemy na Mieruniszki i Filipów.
W Filipowie skręcamy w lewo na Przerośl i dalej na Bachanowo. Słońce powoli chyli się ku zachodowi. Wieczór jest dość ciepły, więc nasuwa się myśl, czy nie rozbić się nad pobliskim jeziorkiem. Głupio jednak teraz wycofywać zabookowany nocleg u gospodarzy. W Przeroślu jakimś niefartem łamię sobie dwie szprychy w rowerze. Chmmm... Trochę lipa, bo na naprawę trochę ciemnawo, a jednocześnie za daleko do Bachanowa by dojść piechotą. Wybieramy jednak spacer, uprzedzając gospodarza, że nieco się spóźnimy na nocleg. W okoicach Iwaniszek, syn gospodarza podjeżdża po nas i podwozi do Bachanowa. Ku mojemu zdziwieniu, wieczorne życie w Bachanowie się dopiero zaczyna. Zostawiamy rowery u gospodarzy i idziemy do "centrum" coś przegryźć. No fajnie, bar jeszcze otwarty. Ze środka słychać gitarę i śpiew. Klimacik zaskakująco sympatyczny. Na kwaterę wracamy koło północy.
dzień 7 Bachanowo - Hańcza - Bachanowo (33 km).
- (przez: Udziejek, Wodziłki, Gulbieniszki, Smolniki)
Dzień przeznaczony na relaks. Od rana świeci piękne słońce, więc nastawiliśmy się na plażowanie. Ruszamy nad Hańczę nieco okrężną drogą, przez Udziejek, Gulbieniszki i Smolniki. W Wodziłkach oglądamy znaną dla mnie już cerkiewkę i ruszamy dalej na Smolniki. Zajeżdżamy nad jezioro od północnej strony, w znane już miejsce z niewielką plażyczką. Hmm, od ostatniego pobytu nad Hańczą nieco się pozmieniało. Jezioro wszędzie poogradzane tak, że z trudem odnajdujemy to miejsce. Nad wodą jest dość wietrznie, więc przez wysoką falę nie popływało się zbytnio. Późnym popołudniem bardzo powolnym tempem wracamy do Bachanowa, tym razem z drugiej strony jeziora. Wieczorem w miejscowym barze pyszna świeża rybka z piwem i na kwaterę znowu wracamy koło północy.
dzień 8 Bachanowo - Maćkowa Ruda (64 km).
- (przez: Jeleniewo, Wołownia, Leszczewo, Bilwinowo, Kaletnik, Smolany, Krasnopol)
Po śniadaniu żegnamy się z sympatycznymi gospodarzami i gruntową drogą, przez pola kierujemy się na Jeleniewo. Po jakimś czasie dojeżdżamy do wygodniejszego, niezbyt ruchliwego asfaltu, którym bezstresowo dojeżdżamy do Jeleniewa. Dzisiaj niedziela. Akurat dobrze trafiamy, bo w miejscowym zabytkowym drewnianym kościółku trwa msza. Po nabożeństwie jest niepowtarzalna okazja obejrzeć wnętrze kościoła, z czego skwapliwie korzystamy. W pobliskim sklepie kupujemy trochę jedzenia i ruszamy dalej drogą asfaltową na Wołownie, Leszczewo i Kaletnik. Od Wołowni cały czas jedziemy równolegle i wespół :) z turystycznym czerwonym szlakiem. Droga super. Świeżo położony asfalcik, współfinansowany z funduszy UE. Teren dość mocno pofałdowany, obfitujący w ładne widoczki. Po drodze liczne stada pasących się "prawdziwych" :) krów. Niezłe klimaty. Zero samochodów i jedzie się super, aż do Kaletnika.
W Kaletniku piękny zabytkowy kościół. Tu robimy krótki postój i po chwili ruszamy dalej lokalnym skrótem na Smolany. Droga niezbyt wygodna, choć spokojna i bezstresowo bezpieczna. Po drodze kilka niejednoznacznych rozjazdów i rozwidleń dróg. Dookoła pustkowie, więc nie ma się nawet kogo zapytać o drogę. Po raz kolejny wojskowe "pięćdziesiatki" pod Oziego okazały się niezastąpione :-). .
Po dłuższej jeździe docieramy wreszcie do wioski Smolany. Tuż przed Smolanami ładne jeziorko z idealnym miejscem do rozbicia namiotu. Nad jeziorkiem widać sporo kąpiących się miejscowych. W Smolanach oglądamy ładny kościółek i nieco odpoczywamy. Tuż za Smolanami zjeżdżamy z asfaltu w prawo i tym razem szutrową drogą suniemy na Krasnopol. Droga dość niewygodna. Poza tym mocno dawały się we znaki wygłodniałe komary, które skutecznie uprzykszały jazdę. Niestety trudno było je zgubić, gdyż mocno garbata szutrówka nie pozwalała na rozwinięcie większych prędkości. Tuż przed Krasnolpolem znowu wjeżdżamy na upragniony asfalt. W Krasnopolu zaczyna się nieprzyjemnie ruchliwa szosa. Przyspieszamy i żwawo jedziemy w kierunku Suwałk. Po kilku kilometrach skręcamy w lewo na Maćkową Rudę. Tu już wyluzowujemy. Asfalt wygodny, spokojny, o nikłym ruchu aut, wręcz bezruchu :). Po kilku kilometrach, wreszcie docieramy do Maćkowej Rudy. Tu bookojemy się w schronisku PTSM. Szybko rozlokowujemy się w pokoju i idziemy na zakupy do miejscowego sklepiku. Po drodze dostrzegamy rozwieszony banner z napisem "Wypożyczalnia kajaków". Bez namysłu postanawiamy, by następnego dnia spłynąć sobie słynną Czarną Hańczą. He, he, zapowiada się super :-)
dzień 9 spływ Czarną Hańczą (6 godzinek).
- (trasa: Maćkowa Ruda - Głęboki Bród).
W nocy była potężna burza. Lało tak mocno, że straciłem nadzieję na spływ.
Rankiem jednak przestało padać i postanowiliśmy zaryzykować. Na niebie w oddali jakby zaczęły pojawiać się prześwity z błękitnym niebem. Na przystani pusto. Chyba pogoda wystraszyła potencjalnych kajakowiczów.
Szybko odbijamy od brzegu i dajemy się nieść rzece. Właściwie po pół godziny wiosłowania gdzieniegdzie zaczyna się przebijać słońce.
Z każdą minutą jest tylko lepiej. Płynie się dość szybko, gdyż nurt jest dość wartki. Niestety z minuty na minutę ilość "spływowiczów" rosła i z czasem zaroiło się na rzece od płynących kajaków. To co mnie zaskakuje, to niestety bardzo dużo spływających turystów. Poza tym, chyba na każdym skrawku brzegu dogodnym na postój stoi tabliczka z napisem "teren prywatny" z ceną za postój. Pogoda cały czas wyśmienita. I tak pojawił się pomysł, by się wykąpać. Niestety mimo chęci jakoś nie udało się zrealizować planu, gdyż niemal wszystkie dogodne miejsca postojowe były prywatne, a darmowe zajęte :). I tak dopływamy do mostu w Głębokim Brodzie.
Tu chwile czekamy na busa, którym wracamy do Maćkowej Rudy.
Ogólnie dzionek bardzo udany, choć klimaty spływu Hańczą mocno odbiegały od moich wyobrażeń. Woda wprawdzie bardzo czysta, jednak tłok na rzece (mimo iż płynęliśmy w środku tygodnia), oraz wszechobecnie widoczna komercja, spowodowało iż pewnie w przyszłości na Hańczę szybko nie wrócę. Zdecydowanie wolę spływać Piławą :-).
Wieczorkiem odwiedzamy miejscowy sklepik i pobliski bar, a po powrocie powoli przygotowujemy się do jutrzejszego wyjazdu.
dzień 10 Maćkowa Ruda - Suwałki.
(przez: Mikołajewo, Czerwony Folwark, Budryniszki, Budryniszki, Wigry, Sobolewo)
Rankiem żegnamy się z opiekunką schroniska i jedziemy spokojnym asfaltem na Mikołajewo i Czerwony Folwark. W Budryniszkach skręcamy w lewo, gdyż postanawiamy jeszcze odwiedzić Wigry.
Oglądamy klasztor chwilę odpoczywamy i nie spiesząc się i Wracamy na Budryniszki. Tym razem skręcamy w lewo i po chwili dojeżdżamy do ruchliwej drogi Krasnopol - Suwałki. Jedzie się bardzo nieprzyjemnie. Droga niezbyt szeroka i bardzo ruchliwa. W Starym Folwarku zjeżdżamy z głównej szosy, próbując znaleźć bezpieczniejszą, choć dłuższą drogę alternatywną. Jedziemy dość wygodnym czerwonym szlakiem na Zamościska. Po niedługim czasie czerwony szlak gdzieś niknie. Dojeżdżamy do Sobolewa i skręcamy w prawo na Suwałki.Po drodze mijamy wielkie żwirowisko, z którego co jakiś czas wyjeżdżają potężne ciężarówki. Poza mijającymi nas od czasu do czasu ciężarówkami droga raczej spokojna. Jedzie się sympatycznie. Wreszcie dojeżdżamy do rogatek Suwałk. Szybko odnajdujemy miejscową Biedronkę, gdzie robimy krótki postój i kupujemy trochę jedzenia na drogę. Pod sklepem sympatyczna babuszka, podpytuje skąd jesteśmy i dlaczego tu przyjechaliśmy. Nie kryje zadowolenia, że jechaliśmy z drugiego końca Polski, by poznać ten uroczy region kraju. Po przegryzieniu co nieco pod sklepem, odjeżdżamy w kierunku dworca PKP. Pociąg mamy dopiero po 16.00, więc jest trochę czasu na relaksik. Zajmujemy wygodną ławkę i poddajemy się błogiemu lenistwu.
Niestety mamy przesiadkę w Warszawie Wschodniej, za to w składzie do stolicy jest duży, wygodny wagon na rowery. W pociągu na szczęście jest dość pustawo i jedzie się w miarę komfortowo. Gorzej w Warszawie. Na Wschodniej akurat trwa generalny remont dworca, związany z Euro 2012, więc zbytnio nawet nie ma gdzie przycupnąć. Blisko trzy godziny kwitniemy na peronowej ławce,.po czym koło 22 odjeżdżamy do Szczecina. Pociąg wprawdzie niezbyt zatłoczony, jednak brak przedziału na rowery,. Nic, rowery znajdują miejsce w kiblu. I tak kolejny odcinek serialu "Polski Egzotycznej" dobiega końca.
Podsumowując.
Wyjazd uważam za udany. Zważywszy na to, iż lato 2011 roku było dosyć deszczowe, idealnie wstrzeliliśmy się w blisko 2 tygodnie ładnej pogody. Przyrodniczo i krajobrazowo, obszar jest bardzo atrakcyjny, a duża ilość jezior z pewnością zachęca do wypoczynku.
Niestety, lekki niedosyt pozostał. To co go spowodowało to zabytki, które według mnie nieco odbiegają od miana "egzotycznych". Jest to zrozumiałe, gdyż wiele wieków pruskości tego fragmentu Polski, odcisnęło swoje piętno w licznych obiektach architektonicznych.
Jak dla mnie, brak tu było niewielkich wiejskich cerkiewek z charakterystycznymi pękatymi wieżyczkami, które tak bardzo dodają uroku. Według mnie ten fragment "Polski Egzotycznej", uważam za najmniej egzotyczny i raczej szybko tu nie wrócę. W przyszłym roku, znowu ciagnie mnie na szlak Suwałki - Terespol, by przejechać nową, jeszcze nie znaną trasą.
Czy się uda, - czas pokaże.
Masz pytania? Napisz |