Pomysł wyjazdu do Rumunii powstał już dobrych kilka lat temu. Zwykle jednak przekładałem jego realizację na kolejne lata, bo zawsze były inne priorytety.
Wstępnie planowałem wyjazd jako typowo plecakowy, a rejonem który w szczególności mnie interesował, były głównie okolice Karpat ukraińsko-rumuńskiego pogranicza. Pomysł dojrzewał. Informacje zbierane z sieci na temat Rumunii były coraz obszerniejsze i coraz bardziej zachęcające.
Wreszcie na początku 2010 roku postanowiłem, by tego lata zrealizować pomysł. Padła decyzja, by ruszyć na początku czerwca, jeszcze przed szczytem urlopowym.
Trasa przejadu prowadziła przez Polskę. Po drodze krótka, kilkudniowa przebieżka "aklimatyzacyjna" przez Karkonosze i słowacką część Tatr. Pogoda była super. Dopiero przy wyjeździe ze Słowacji niebo zasnuły czarne chmury i zaczął padać deszcz.
Na wyjazd przeznaczyłem dwa tygodnie i przez ten czas udało się objechać ciekawsze miejsca Transylwani, oraz bliższą i dalszą okolicę. Pogoda średnio dopisywała, gdyż był to deszczowy rok i często trzeba było zmieniać plany i nierzadko trasę przejazdu, z powodu zalania drogi przez wezbraną rzekę. Właściwie cała impreza była kształtowana "online" głównie z uwagi na deszczową pogodę. Niestety "plecakowych" założeń nie udało się zrealizować, gdyż napotkane tam realia nie sprzyjały realizacji założonych planów.
Niestety wrażenia z wyjazdu mam dość mieszane i zastanawia mnie tylko, czemu tak wiele osób zachwyca się Rumunią.
Z negatywnych spostrzeżeń potwierdziło się to, że drogi mają w bardzo złym stanie. Wszędzie można spotkać bezpańskie, wałęsające się psy. Na szczęście nie są zbyt agresywne. Kupno dobrej dokładnej mapy któregokolwiek z regionów Rumunii jest niemożliwe w żadnej rumuńskiej księgarni. Nawet w centrach informacji turystycznej robili wielkie oczy gdy pytałem o dokładeniejsze mapy, niż samochodowe w skali 1 : 700 000. Porażka. Na szczęście jeszcze na Węgrzech w jednym z marketów, kupiliśmy umiarkowanie dokładną turystyczną mapę Transylwanii w skali 1 : 500 000, notabene wydawnictwa węgierskiego. Niestety potwierdziły się również informacje o dość słabo rozbudowanej bazie noclegowej. Zwykle w mniejszych i większych miejscowościach można było znaleźć schludne miejsce w niewielkim hotelu, czy pensjonacie. Jednak im wyżej w góry, tym mniej miejsc na potencjalny nocleg. Sporadycznie można było znaleźć "niby camping", który okazywał się kawałkiem trawnika na terenie posesji, bez żadnej infrastruktury, za niemałe pieniądze. Nie spotkaliśmy się jakoś specjalnie z jakąś nieżyczliwością ze strony rumunów, a prawdziwe koczowiska rumuńskie sptkaliśmy ledwo dwa razy. Oczywiście trzeba uważać, gdyż zbytnia otwartość może zostać wykorzystana.
Z biwakowaniem nie ma problemów. Poza miastami, dość często można było spotkać porozstawiane namioty, zwykle nieopodal wody.
Przejazd kolejką wąskotorową z Viseu De Sus nie doszedł do skutku, gdyż okazało się że kursuje ona tylko dwa razy w tygodniu i wyszło, że bezsensownie musieli byśmy czekać dwa dni.
Mistrzostwem świata było odnalezienie samej stacji kolejki. W miejscowości nie było żadnego info na ten temat, prócz jednej niewielkiej tablicy, gdzieś na obrzeżu miejscowości.
Na trasy przejazdu, wybieraliśmy głównie drogi poboczne i drugorzędne, na mapie oznaczone zieloną obwódką, jako szczególnie widokowe. Wśród wielu, tylko jedna zasługuje na szczególne zainteresowanie. To trasa Transforgarska. Jest ona naprawdę szczególnie widokowa. Prowadzi przez wysokie szczyty Karpat na wysokość około 2043 metrów. Ciągnie się ona niesamowitymi przesmykami, mostkami, czy tunelami wykutymi w skałach. Naprawdę dla mnie bomba i koniecznie trzeba to zobaczyć. Niestety z pogodą tego dnia nie bardzo trafiliśmy, bo dzień był dość pochmurny, a na szczycie nawet zaczął padać deszcz. Mimo to wrażenia nie zapomniane.
Rumunia to dość specyficzny kraj, położony na bardzo górzystym terenie, o dość ciekawej arhitekturze, głównie sakralnej.
Nie powiem żeby jakieś miasto szczególnie wywarło pozytywne wrażenie, prócz może jednego, do którego z pewnością chciał bym kiedyś jeszcze wrócić. To Sibiu. Miasto dość zaniedbane, jednak stare z pięknym zabytkowym centrum, przypominające swoim klimatem namiastkę Krakowa.
W centrum ładnie odrestaurowany fragment starego miasta, z głównym deptakiem. Jednak według mnie, najbardziej urokliwe są boczne, odrapane i zaniedbane uliczki, poza głównym centrum. To tutaj można znaleźć klimatyczne kafejki z menu w przystępnych cenach, czy pokoik w pensjonacie za ok 30 PLN za osobę. W Rumunii często w pensjonatach płaci się za pokój, a nie osobę, co przy pdróżowaniu w kilka osób jest korzystnym rozwiązaniem.
Podsumowując.
Rumunia nie jest to kraj według mnie jakoś specjalnie przyjazny turystom. Informacje z netu są zbyt koloryzowane i dopuki Rumunia nie nadgoni zaległości w rozwoju infrastruktury turystycznej i ogólnie szeroko pojmowanego biznesu turystycznego, z pewnością nie wybiorę się tam po raz kolejny.
Nieco zdjęć z wyjazdu można obejrzeć tutaj
Byłeś w tych stronach? Masz jakieś ciekawe, praktyczne informacje, napisz |